niedziela, 13 października 2013

Niebezpieczny list - Rozdział 6

  
Jestem. I przepraszam. Taka przerwa nie była planowana. I nie powinna się już tu pojawić. Poniżej jeden z chyba lepszych rozdziałów ( a może tylko mi się tak wydaje? Nie wiem. Zmieniałam go kilkakrotnie.) Osobiście śmieję się za każdym razem, gdy go czytam. Rozwala mnie nasz głupota.( Musicie wiedzieć, że rozdział, a przy najmniej jego pierwowzór powstał w stanie totalnej głupawki :D) Czekam na opinie ( o ile ktoś tu jeszcze zagląda), bo na tym etapie są nam potrzebne. Na Twoja także Gigi! Chyba się tego nie spodziewałaś :)


     
     Przeglądając się rano w lustrze na jej twarzy zawitała ulga. W końcu widoczne do tej pory ślady zniknęły. Cieszyła się z tego powodu, bo tona makijażu na skórze nigdy nie sprawiała jej przyjemności. Każdy dzień był dla niej torturą, a ślady na twarzy tylko przypominały o kłopotach. Najgorsze było dla niej to, że została z tym sama. Do nikogo nie mogła i nie chciała zwrócić się o pomoc. Wiedziała, że nie mam dobrego wyjścia z tej sytuacji. Oprócz tego nienawidziła litości. Odkąd była nastolatką, zawsze dążyła do bycia niezależną. I w żadnym wypadku nie chciała tego stracić. Z resztą i tak, jak na osobę, z jej przejściami radziła sobie całkiem nieźle. Przy najmniej tak myślała. Jednak w głębi serca wiedziała, że potrzebuje pomocy. Uznała jednak, że będzie to ostateczność. Najpierw spróbuje sama coś zrobić.
     Kątem oka dostrzegła ruchy za oknem. Z zaciekawieniem spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła jak dwóch mężczyzn wnosi do domu meble. Czyżby ktoś zamierzał się tam wprowadzić? Możliwe. Ten dom od lat stoi pusty. A teraz zanosi się, na to, że będzie miała towarzystwo. Ucieszyła ją ta myśl, gdyż w jej okolicy nie mieszka nikt inny. Dopiero teraz dostrzegła jak duża dbałość przyłożono do  prywatność. Nigdy nie uskuteczniała sąsiedzkich pogaduszek. Może to się wkrótce zmieni? W końcu popołudnowa kawka z sąsiadką to nic złego.
     Szybko zbiegła na dół. Postanowiła miło powitać nowego lokatora. W tym celu podjęła się niebywałego dla niej zadania - upieczenia ciasta.
 
 
 
 

         ***




     Po dwóch godzinach ubrana, umalowana i, z  o dziwo udanym wypiekiem w rękach stanęła przed drzwiami mieszkania. Zadzwoniła dzwonkiem. Nikt jednak jej nie otworzył. Spróbowała jeszcze raz.
     Gdy już miała odejść, stwierdziła, że zajrzy jeszcze do ogrodu. Może właśnie tam kogoś znajdzie. Skierowała się więc w tamtą stronę. Przeszła przez otwartą furteczkę pokrytą bluszczem. Weszła w głąb ogrodu, skąd mogła zobaczyć przez drzwi tarasowe nowiutkie meble. Wbiegła po schodkach i zajrzała przez okno do środka.  Nikogo nie zobaczyła.
     Zrezygnowana postanowiła opuścić posiadłość. Odwróciła się i przystanęła z wrażenia. Miała z tąd piękny widok na cały ogród i płynącą nieopodal rzekę. Nigdy wcześniej nie zwracała uwagi na takie rzeczy, więc teraz wydawało jej się to bardzo ekscytujące. Zdała sobie sprawę, że niezależnie od tego jak układa nam się życie, zawsze powinniśmy czerpać radość z każdych, nawet z tych niewielkich rzeczy, które sprawiają, że choć na chwilę odrywamy się od rzeczywistości.
Zafascynowana pięknym widokiem zaczęła schodzić w dół. Przy kolejnym stopniu nieuważnie postawiła stopę i poślizgnęła się. Upadłaby, gdyby ie silne ręce, które pochwyciły jej drobne ciało.
     Speszona blondynka spojrzała na twarz, jak się okazało swojego wybawcy. Gdy spojrzała w jego oczy - zamarła. Miały one niesamowity fiołkowy odcień. Były hipnotyzujące. Patrząc w nie czuła, jakby skrywały w sobie wielką tajemnicę. Ich magia i siła wciągnęły ją bez reszty. I choć wiedziała, że  nie powinna, to jednak cały czas wpatrywała się w te nieziemskie oczy.
- Nie patrz tak na mnie, nie jestem Bogiem - usłyszała jego rozbawiony głos. Chwilę trwało, zanim zorientowała się o co chodzi mężczyźnie, lecz gdy już zrozumiała pośpiesznie wytrwała się z jego objęć i spróbowała odsunąć do tyłu. Zapomniała jednak, że stoi na schodach. Gdy zorientowała się, że za chwilę znów upadnie, szybko przylgnęła do jego ciała. Był bez koszulki, więc od razu poczuła bijące od niego ciepło. On nie zdołał utrzymać ich obojga i po chwili wspólnie runęli na trawę. Gdy minął pierwszy szok Usagi zdziwiła się, że nie poczuła bólu związanego z upadkiem. Po chwili zorientowała się, że leży na nieznajomym.
- Szybka jesteś - niewątpliwie nadal z niej kpił. Nie tak wyobrażała sobie to spotkanie. Miało być tak idealnie - ona - pięknie ubrana i ciastem... Właśnie, gdzie ono jest? Rozejrzała się i z przykrością stwierdziła, że jej wypiek leży zmiażdżony obok niej.
- Wspaniale - pomyślała. Stwierdziła, że to do niej należy obowiązek rozpoczęcia rozmowy.
- Strasznie cię przepraszam. Głupio wyszło. Nie wiem od czego zacząć...
- Może od wstania ze mnie? - zasugerował.
     Szeroko otworzyła oczy ze zdziwienia. Faktycznie wciąż siedziała okrakiem na jego ( jak zauważyła) umięśnionym torsie. Po raz kolejny wbrew rozsądkowi zachwyciła się jego wyglądem. Jasne, wręcz białe włosy delikatnie okalały jego twarz. Mocno zarysowane mięśnie szczęki dodawały surowego, lecz nie mniej pięknego wyrazu. Fioletowe oczy były jak otchłań, która ją wciągnęły. W tym mężczyźnie było coś, co poruszyło jej serce. Gdy na niego spojrzała wyraźnie zauważyła, że zamarł. Teraz również on bacznie się jej przyglądał.  Przez jego twarz szybko przebiegł lekki uśmiech, trwało to tylko chwilę.  Usagi jednak zdążyła go zauważyć.
     Nie wiedziała co myśleć o tym mężczyźnie. Czuła między nimi pewnego rodzaju... więź. Nigdy nie dopuszczała do siebie możliwości zakochania się od pierwszego wejrzenia. Pamiętała jak z irytacją wysłuchiwała o kolejnych miłościach Minako. Poniekąd bawiło ją to, bo przecież jak można zakochać się w kimś, nie znając jego wnętrza? Nawet najpiękniejsze opakowanie może skrywać zepsutą zawartość. Tak samo z ludźmi. Uroda przemija, ale charakter zostaje na zawsze.
    Dlaczego więc teraz tak fascynuje ją obcy mężczyzna? Miała dziwne wrażenie, że go zna. Może nie dosłownie, ale był on jej w jakimś sensie bliski.
    Delikatnie podniosła się z jego klatki piersiowej. Gdy już stała na nogach spojrzała na niego i czuła, że się rumieni. Spuściła więc głowę i zaczęła skubać materiał bluzki. Nie mogła uwierzyć, w to, o czym przed chwilą myślała. Przecież nawet nie wiem na kogo trafiła. Jak zna swoje szczęście, to na jakiegoś dupka z poważnym przerostem swojego ego. Z resztą mężczyźni zwykle udają takich wspaniałych. Choć, to i tak duży plus dla nich, ze umieją jeszcze udawać. W końcu niektórzy faceci rozwijają się do 7. roku życia.
    Dumając tak nad zaistniałą sytuacją, usłyszała śmiech. Gwałtownie podniosła głowę. On się z niej śmiał! Próbował zdusić swoje napady śmiechu, jednak nie wychodziło mu to zbyt dobrze.
- Hej! Nie śmiej się ze mnie! - krzyknęła oburzona. Nie spodziewała się takiej reakcji. Domyślała się, że będzie wściekły, czy chociaż zirytowany. A on się z niej śmiał. Mało tego jej prośba tylko spotęgowała jego radość.
    Miała już dość dzisiejszego dnia. Nic nie poszło po jej myśli. Postanowiła wrócić do domu.
- Nie! Poczekaj, przepraszam - złapał ją za rękę - Nie mogłem wytrzymać, kiedy tak stałaś, z tą swoją niewinną minką. A jeszcze przed chwilą wydawałałaś się być bardziej... bezpośrednia - położył nacisk na ostatnie słowo.
- To nie znaczy, że możesz ze mnie żartować. Nienawidzę, gdy ktoś traktuje mnie protekcjonalnie - mówiła z jadem.
- Okay, okay mówiłem, ze przepraszam. Doceń to, bo w dzisiejszych czasach nie często możesz to usłyszeć - przymilał się do niej, a jednak nie rezygnował z zadziorności i dwuznaczności jego wypowiedzi - Zacznijmy od początku. Jestem Diamand - powiedział i wyciągnął do niej rękę - Nie wiem czy takie powitanie Cię satysfakcjonuje, Zauważyłem, że preferujesz te bardziej wylewne.
- Nie bądź taki zabawny - z wahaniem uścisnęła jego dłoń, choć tak naprawdę miała ochotę mu przyłożyć. Nie lubiła, gdy ktoś z niej kpił - Wiesz, tak naprawdę przyszłam tu żeby przywitać nowego lokatora, ale tę część mamy już chyba za sobą, więc będę już szła do domu. Do widzenia.
- Do zobaczenia, Usagi - patrzył jak kobieta wychodzi i zamyka furtkę. Odprowadził ją wzrokiem do samych drzwi - Mam cię - powiedział do siebie - I nawet sama do mnie przyszłaś. To może być prostsze niż myślałam - rzucił i pogwizdując wrócił do mieszkania.


P.S. Bardzo dziękuję wszystkim Czytelniczkom - mojej największej motywacji :)
Marika&Gigi