piątek, 4 lipca 2014

Jesienny wieczór w cmentarnej kaplicy - część III

Tak, jak obiecałam dodaję III część. Może Was trochę zaskoczyć, czy zdziwić, ale..i tak nie mogę się doczekać Waszych reakcji. Tym bardziej, że do końca może jeszcze dwie-trzy części? A przynajmniej tak myślę. A w ogóle, to chyba przeboleję swój nieciekawy humor i nie zrobię z tego, aż takiego dramatu, jak myślałam, no ale zobaczymy.
Miłego czytania, a ja uciekam oglądać siatkówkę!


- Myslałaś, że możesz ze mną tak pogrywać?- usłyszała męski głos, który już umiała rozpoznać. Nie wiedziała czego może się po nim spodziewać. Od początku wiedziała, że igra z ogniem, ale teraz po raz pierwszy naprawdę zaczynała się bać. Przez chwilę sądziła nawet, że się rozpłacze, ale...to przecież wciąż był ten sam niewychowany prostak! Nie, na pewno nie da mu tej satysfakcji.

- Co robisz w moim mieszkaniu? - wysyczała - I skąd znasz adres?

- Powinnaś już wiedzieć, że mam duże możliwości.

- Jak widać nie tak duże, skoro musisz zakradać się nocą do mojego mieszkania, tylko po to, żeby ratować urażoną dumę - usilnie starała sie wykręcić, by spojrzeć mu w oczy, jednak jego uścisk okazał się zbyt mocny.

- Posłuchaj, nic o mnie nie wiesz. Uważasz, że wolno ci stroić sobie żarty, ale nie pozwolę ci na to. Rozumiesz? - warknął wprost do jej ucha i jeszcze mocniej zacisnął dłoń na jej smukłej szyi.

- Nie, to ty posłuchaj. Od początku jesteś w stosunku do mnie nieuprzejmy i wręcz chamski, docinasz mi na każdym kroku, choć się nie znamy, a potem wymagasz, bym cię szanowała. Twoje słowa na pewno nie sprawiają mi przyjemności, a ty usilnie chcesz mnie upokorzyć, chociaż nawet nie wiem za co - nie chciała, by jej głos choć minimalnie zadrżał, jednak nie udało się jej to. Jednak natychmiast odzyskała spokój. - Więc chyba jesteś nienormalny, jeżeli sądzisz, że to zrobię. A teraz zabieraj łapy! - krzyknęła i zaczęła się rzucać w jego uścisku. O dziwo mężczyzna nie próbował jej powstrzymać, wręcz przeciwnie sam go poluzował. Dzięki temu mogła się obrócić i spojrzeć mu prosto w oczy. Rozbawione oczy. Podobnie, jak cała jego twarz. Zaraz, czy on...?

- Z czego się śmiejesz? - zapytała niepewnie. Nie był to jednak radosny, miły śmiech, tylko jeden z tych ironicznych, wyrażających pogardę dla wyśmiewanej osoby.

- Przyszedłem do twojego domu, w którym jesteś sama. Gdybym chciał, to mógłbym zrobić ci wszytsko: okraść, zgwałcić, zabić - mówiąc to wyciągnął z kieszeni płaszcza ogromny nóż - A ty martwisz się tym, że jestem nieuprzejmy?! - powiedział. W głębi duszy musiała przyznać mu rację. Powinna martwić się o swoje życie, próbować wezwać policję, tylko dlaczego nawet teraz, gdy pokazał jej ten nóż nie bała się go?

- Nie wierzę ci - powiedziała odważnie.

- W co mi nie wierzysz? - uniósł brwi w geście zdziwienia.

- W to co mówisz. NIe mógłbyś mi zrobić krzywdy - spojrzała mu prosto w oczy. On natychmiast do niej doskoczył.

- Skąd ta pewność? - na delikatnej skórze poczuła chłod metalowego ostrza - Wiesz, że mogę cię zabić w każdej chwili? - na dowód przycisnął przedmiot jeszcze mocniej do jej szyi.

- Nie, już nie - zobaczyła w jego oczach niezrozumienie - Gdybyś naprawdę chciał mnie skrzywdzić, to zrobiłbyś to wcześniej. Może nawet wtedy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy? Ale teraz nie potrafisz się do tego zmusić, prawda? - bezbłędnie odgadła jego myśli. Diamand jednak robił się coraz bardziej wściekły. Jakim prawem ta kobieta ta bezczelnie próbowała nim manipulować. Musiał przyznać, że była piekielnie inteligenta, bo faktycznie nie miał zamiaru jej nic robić. Może dlatego, że mu się spodobała? Chociaż nie powinien był nigdy dopuścić do takiej sytuacji, to ta dziewczyna zaczynała go pociągać. Nie chodziło nawet o jej urodę, bo naprawdę była piękna: oliwkowa delikatna cera, duże niebieskie oczy, i długie blond włosy spływające kaskadą na plecy mogłyby przekonać do niej każdego, ale Diamand nigdy nie zaliczał się do mężczyzn powierzchownych. Owszem ważne było ładne opakowanie, ale też niewybrakowana zawartość. A ona je posiadała, a to znacznie utrudniało mu kontrolę nad sobą.
     Nurtowało go jedynie pytanie dlaczego, do cholery, ona się go nie bała? Przecież każda inna drżałaby ze strachu, a ona jeszcze z nim rozmawiała. I to jak!
     Usagi wciąż wpatrywała się w jego oczy, z nadzieją, że będzie w stanie coś z nich wyczytać, jednak białowłosy zdawał się być tak bardzo pogrążony w zamyśleniu, że zdawał się nie zauważać jej nachalnego wzroku. Wykorzystała więc ten czas, by dokładnie się mu przyjrzeć. Surowa twarz z mocno zaznaczoną szczęką, pełne, wydatne usta i piękne  oczy w najcudowniejszym odcieniu fioletu jaki kiedykolwiek widziała. Do tego przydługie jasne włosy, następnie szerokie, umięśnione ramiona i twarda klatka piersiowa, którą teraz zdecydowanie na nią naciskał. Miała wrażenie, jakby jego spojrzenie ją hipnotyzowało i to tak silnie, że zamiast strachu zaczęła odczuwać podniecenie. Ten nieznajomy mężczyzna naprawdę ją zafascynował. Nie wiedziała nawet kiedy zaczęła błądzić rękami po jego twarz, dokładnie badając jej kontury.
     Zamyślił się tak bardzo, że dopiero dotyk chłodnych dłoni na jego twarzy otrzeźwił go. Chciał je odepchnąć, lecz zwinne palce dotarły już do jego ust i rozpoczęł po nich wędrówkę. Zawiesił ręce w połowie drogi. Choć dotykała go w bardzo delikatny i subtelny sposób, to czuł, jakby jej dłonie smagały ogniem. Musiał to przerwać, bo jeśli ona posunie się jeszcze dalej, to on może się już nie powstrzymać. Już miał odrzucić jej ręce i doprowadzić ją do porządku, kiedy usłyszał jej cichą prośbę:

- Pocałuj mnie - chyba nie dokońca miała świadomość tego, że powiedział to na głos. Jednak nie mogła się powstrzymać, a tym bardziej swoich myśli przed wyobrażeniem sobie, jak mogą smakować jego usta. Widziała jak nerwowo zaciska mocno szczękę i walczy ze sobą.

- Posłuchaj nie jestem jak twoi koledy - syknął przypierając ją mocniej do ściany - Nic o mnie nie wiesz. Przy mnie oni okazaliby się zaledwie dzieciakami. Nie jestem ani trochę taki, za jakiego mnie uważasz. Więc jeśli tylko powiem, że cię pragnę, to dobrze ci radzę uciekaj!

- Które z nas tak naprawdę się boi i ucieka, co Di? Czy aby na pewno ja? - zadrżał pod wpływem słów, które wypowiedziała. Nie tylko dlatego, że pierwszy raz słyszał, by ktoś tak zdrabniał jego imię, ale też nie spodziewał się usłyszeć od niej czegoś takiego. Co miał zrobić, mając pod sobą

- A niech Cię diabli! - warknął i gwałtownie wpił się w jej wargi.
    
     Usagi całkowicie zatraciła się w tym pocałunku. Dokładnie tego chciała, tej mieszanki brutalności i pożądania. Nie zależało jej na delikatności, leniwych pocałunkach, ale na mocnych i zdecydowanych pieszczotach. W tej chwili zapomniała o wszystkim, pragnęła jedyne, aby jego silne ramiona ją obejmowały, a jego usta napierały na jej spragnione wargi. Właśnie takiego zatracenia chciała.
     Gdy już niemal odpływała on równie gwałtownie, jak zaczął przerwał pocałunek. Półprzytomnym wzrokiem spojrzała na jego twarz i dostrzegła na niej ogromne zdziwienie. Nic nie rozumiała z jego dziwnego zachowania, a dodatkowo w pokoju panował tak duży mrok, że ledwo widziała wyraz jego twarzy.
    Wykręciła się odrobinę w prawo, by zapalić światło.

- Co się... - urwała, bo odpowiedziać mogła jej jedynie cisza. W pokoju bowiem nikogo już nie było...

 
***
    

     Natychmiast zjawił się w salonie swojego domu. Tak, jak się spodziewał na fotelach siedzieli Safir i Rubeus. Widocznie musiał ich zdziwić jego nieobecny wzrok, bo zaczeli mu zadawać pytania, czy wszystkow porządku. On jednak nie potrafił zebrać swoich myśli. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył, gdy ją pocałował. A więc sen naprawdę był przepowiednią? Ale to oznaczałoby, że on...że musi... Jego twarz pobladła.

- Diamandzie, ocknij się! - zaniepokojony Safir próbował wyciągnąć brata z letargu. - Co się z tobą dzieje?

- Ja...miałem wizję, widziałem...kryształ  - jego głosy wydawał się tak obcy.

- Jak to? - czerwonowłosy natychmiast się przy nim znalazł - Gdzie on jest?

- To ona...

- Posłuchaj naprawdę nie mamy zamiaru słuchać teraz o tamtej dziewczynie - przerwał mu. -  Przecież w tej sytuacji to nieistotne.

- Mylisz się, to bardzo istotne - w końcu skierował swoje puste oczy na ich twarze.

- Ale dlaczego? Czemu tak ci zależy, żeby o tym mówić?

- Bo to ona - te słowa ledwo przeszły mu przez gardło. - To ona jest kluczem do naszej wolności. Ona...ma kryształ - zdołał wyszeptać.

- To znaczy, że musisz...? - Rubeus nie dokończył, ale białowłosy doskonale wiedział o co mu chodzi.

- Tak, ale nie potrafię. Nie mogę tego zrobić, bo...chyba się w niej zakochałem...




P.S. Spodziewałyście się tego po Di? Ja zupełnie nie, ;)

czwartek, 3 lipca 2014

Jesienny wieczór w cmentarnej kaplicy - część II


A mnie znowu nie było tu tygodniami. Wiem, że pewnie po raz kolejny Was zawiodłam, ale  
naprawdę mam ostatnio istnie wisielczy humor. Po prostu czuje, że moje życie jest do dupy. I to tak bardzo, jak nigdy przedtem. No, ale nie będę Wam się żalić. Może niedługo mi przejdzie. W końcu są wakacje! ( A mi w głowie wciąż fizyka ;D) Poniżej następna część "Jesiennego..." Mam nadzieję, że choć odrobinkę Wam się spodoba ;) I przepraszam, że tak krótko, ale nie chcę zatruwać swoim nastrojem całego opowiadania. Na pocieszenie dodam, że część III już jutro!
Miłej lektury! ( O ile ktokolwiek jeszcze tu zagląda)
    


     Usagi bardzo nie chciała wstawać tego dnia z łóżka. Nie dość, że wczoraj wróciła późno, bo oczywiście spóźniła się na autobus, to jeszcze miała bardzo dziwny sen.  Śnił się jej ten facet, jak mu tam Di... Di... po prostu on. Widziała siebie i tego Di jak rozmawiali ze sobą w jakimś dziwnym budynku, może pałacu? Tym, co ją zaskoczyło, był jej dziwny strój. Miała na sobie długą, białą sukinie, która wyraźnie podkreślała jej talie i sięgała do samej ziemi. Jej włosy ciągnęły się prawie do kostek, a na czubku głowy miała z nich zrobione dwa koczki. On z kolei ubrany był na biało, tak że jego strój niemal zlewał się z włosami .
     Sen był o tyle dziwny, że widziała to wszystko z boku, nie była w swoim ciele, o ile to w ogóle była ona. Mogła tylko patrzeć, jak ze sobą rozmawiają. Kiedy podeszła bliżej, żeby cokolwiek usłyszeć, białowłosy odwrócił się w jej kierunku, a na czole zobczyła ten sam znak , co w kaplicy - czarny półksiężyc. I wtedy się obudziła.
     Od razu zaczęła analizować poprzedni wieczór. Faktycznie zachowała się jak dziecko. Nie rozumiała tylko dlaczego się tak tym przejmuje. Przecież najprawdopodobniej nigdy więcej nie zobaczy tego faceta. Denerwowało ją, że w końcu niczego się nie dowiedziła o tamtym miejscu. A przecież tylko o to jej chodziło. Poza tym w głowie wciąż widziała tamten dziwny znak. No i oczy tego gbura - przyznała z niechęcią. Jeszcze nigdy nie wiedziała tak pięknej barwy. Wyglądały, jak ametyst - rozpływała się.
     Ale jak on ją wczoraj zirytował! Powinna mu był zrobić coś gorszego. Z drugiej strony nie rozumiała, jak szybko przestała się go bać. Tym bardziej, że ani on, ani ten drugi facet nie wyglądali normalnie, nawet jak na japońskie klimaty.
     Dlaczego nie potrafiła zlekceważyć wczorajszego spotkania? Nie chciała przecież bawić się w jakiegoś detektywa. Musiała się czymś zająć.
    Po zjedzeniu szybkiego śnadania wyszła do pobliskiej kawiarenki na jakąś słodką przekąskę. Bez odpowiedniej ilości cukru w organiźmie nie mogła racjonalnie myśleć.
    Dopiero pijąc pyszne karmelowe latte i zajadając się wielką eklerką spróbowała poukładać fakty, ale nie miała czego układać, przecież nic o nich nie wiedziała. Jak więc miała zapomnieć o tamtym wieczorze? Pierwszy raz czuła się tak skołowana.
     Zaczynała już nawet myśleć, że całe to spotkanie było wymysłem jej wyobraźni, kiedy ktoś wyrwał jej z dłoni trzymaną kawę.

- Okropna! Jak możesz pić coś tak słodkiego?!  - zobaczyła zdegustowaną minę białowłosego. Przez chwilę nie mogła się otrząsnąć. Była już nawet skłonna uwierzyć, że wczoraj nic się nie wydarzyło, a teraz ten facet przed nią stał. Musiała przyznać, że w dzień wygląda jeszcze lepiej niż w nocy. Był taki przystojny, kiedy patrzył się na nią swoimi hipnotyzującymi tęczówkami i...zaraz, przecież była na niego wściekła! Ten kretyn jeszcze wczoraj ją obrażał!

- Co tu robisz? - wysyczała oburzona akcentując każde słowo.

- Nie cieszysz się? - udał zaskoczonego.

- Jakoś nie bardzo - posłała mu mordercze spojrzenie, gdy dostawił do jej stolika krzesło i usiadł na nim - Oddawaj moją kawę - wyciągnęła po nią dłoń, jednak mężczyzna zręcznie zabrał swoja rękę, nim dosięgła jej Usagi -  Poza tym nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, dopóki mnie nie przeprosisz.

- Słucham? Chyba sobie żartujesz. To raczej ty powinnaś mnie przepraszać, dzikusko.

- Jak śmiesz mnie tak nazywać?! - wykrzyknęła ściągając na nich spojrzenia wszystkich siedzących w lokalu - Jesteś chamski i niewychowny, a za wczorajszy wieczór należało ci się coś gorszego - chyba udało jej się wyprowadzić go z równowagi, ale dzięki temu mogła wyszarpnąć swoją kawę -  Ciesz się, że potraktowałam cię ulgowo - postanowiła zagrać na jego ego.

- Czyżby? - kpiący uśmiech i skrzyżowane ręce nie wróżyły nic dobrego - A coś jeszcze potrafisz, Pchełko? - jej oczy zapłonęły gniewem.

- Wiesz co, masz rację, tak kawa jest dość mdła, ale... - sciszyła głos, a on instnktownie się przysunął

-  Może chociaż osłodzi twój wstrętny charakter! - powiedziała, po czym wylała zawartość kubka na jego głowę - Przy okazji radzę ci się przefarbować - do twarzy ci w tym kolorze - posłała mu triumfujący uśmiech i zanosząc się śmiechem opuściła kawiarenkę.

                                                                  ***

- Boże, bracie, co ci się stało? - spytał białowłosego go Safir ten wrócił do domu,

- To ta nienormalna kretynka - warknął - Nie chciałem się na niej odegrać, ale zapłaci mi za swoje
zachowanie. Jeszcze nie wiem, z kim zadarła - obaj usłyszeli z hukem zamykane drzwi.

- Jestem... A tobie co się stało? - czerwonowałosy krytycznie spojrzał na Diamanda.

- To przez tą cholerną blondynkę!

- Czekaj, tę z cmentarza? Ona cię tak urządziła? Już ją lubię - zaśmiał się.

- Zamknij się, powiniennem się z nią policzyć juz wtedy.

- Daj spokój, przecież jeszcze wczoraj była taka mała i bezbronna - ironizował.

- Ta diablica na za dużo sobie pozwoliła. Nie pozwolę nikomu sobą pomiatać.

- Zaraz - Safir gwałtownie wplótł swoją dłoń we włosy - Chcecie powiedzieć, że ktoś wie o sali pod
kaplicą? Trzeba było ją od razu zlikwidować! Albo wymazać jej to z pamięci.

-  Dobrze wiesz, że nie odzyskaliśmy jeszcze w pełni swoich mocy. Ale już niedługo naprawię swój błąd. Ta diablica dostanie to, na co zasłużyła - powiedział białowłosy i skierował się w stronę łazienki, zostawiając w salonie dwóch skołowanych mężczyzn.

- Myślisz, że on naprawdę to zrobi?

- Nie ma wyjścia, ona nie może nic o nas wiedzieć - mruknął Safir.

- I nic nie wiem. Słuchaj, nie możemy jej nic zrobić, bo będę z tego kłopoty, pomyśl.

- A od kiedy niby ty myślisz?

- Uspokój się, teraz nie mamy czasu na pojedyncze potyczki. Odnajdziemy ten cholerny kryształ i wrócimy na Nemesis. W końcu tylko po to tu jesteśmy. Gdy tylko go znajdziemy, to od razu się stąd wyniesiemy. Poza tym ta smarkula nic o nas nie wie.

- I lepiej niech tak zostanie. Mam wobec niej złe przeczucia.

- Przecież nawet jej nie widziałeś.

- Ale słyszę, co o niej mówicie, nie sądzisz, że nie powinna tak zareagować? Po czymś takim
powinna się go bać, a nie urządzać mu prysznic. Rubeusie, mówię ci, że to nie jest normalne. A ona może okazać sie poważną przeszkodą.

- Mimo wszystko uważam, że nie musimy teraz nic z nią robić. Czas pokaże, czy dobrze zdecydowaliśmy.

                                                                   ***
     Wracając do domu Usagi czuła się, jakby wyrosły jej skrzydła. Musiała przyznać, że pojawienie się białowłosego wcale nie zepsuło jej dnia, wręcz przeciwnie - zapewniło jej dobry humor.
     Odkąd pamiętała nie lubiła zbyt pewnych siebie mężczyzn. A ten niewątpliwie taki był. W dodatku jego arogancja działała na nią, jak płachta na byka. Dlatego nie mogła się dziś powstrzymać przed daniem mu nauczki.
     Po drodze dostała wiadomość od swojej matki, w której ta łaskawie poinformowała ją, że pojechali na kilka dni do jej chorej ciotki, której zresztą nienawidziła, tak jak całej swojej rodziny. Nawet ucieszyła ją ta wiadomość, bo nie miała juz siły znosić atmosfery panującej w domu. Tak naprawdę nie marzyła o niczym innym, jak o wyrwaniu się stamtąd, przeprowadzeniu gdzieś w inne miejsce, jakiekolwiek, byleby z daleka od nich.
     Wiedząc, że zostanie przez jakiś czas sama, wstąpiła do sklepu, by kupić kilka produktów i wrócić do domu. Jednak widząc metrowe kolejki, wiedziała, że nie znajdzie się w nim tak szybko, jakby chciała.
     Klucz w drzwi dane jej było włożyć dopiero późnym popołudniem. Wchodząc do środka zapaliła światło i kopnęła drzwi z nadzieją, że te się zamkną. Jednak nic bardziej mylnego. Jęknęła głołośno dając upust swojemu niezadowoleniu i odłożyła na blat wszystkie zakupione rzeczy. Później zajęła się ich rozpakowywaniem i sortowaniem. Mimo wszystko czuła się dziś naprawdę zmęczona. Może to te kolejki tak ją wykończyły?
     Najszybciej, jak tylko mogła wskoczyła pod prysznic i założyła swoją piżamkę. Będąc już na schodach kierujących do jej sypialni przypomniała sobie o niezamkniętych drzwiach. Zbiegła na dół i oszołomiona zatrzymała się w hallu. Drzwi były zmknięte, a przecież dokładnie pamiętała, że ich nie zamknęła. Skoro nie ona...to kto?

-Usagi tylko nie panikuj - uspokajała się. - Może to tylko wiatr?
Pewnie idiotko, wiatr zamknął ci drzwi otwierane do środka - zaraz do głosu doszedł jej rozsądek.
    
    Zaczęła się zastanawiać, czy to możliwe, żeby ktoś był w jej mieszkaniu. Skierowała się w stronę kuchni i wyjęła z szafki największą patelnię, jaką tylko miała. Powoli i z bijącym sercem obeszła znajdujące się na dole pomieszczenia. Ku swojej wielkiej uldze nikogo tam nie było. Bezszelestnie zaczęłą się wspinać po schodach. Następnie obejrzała wszystkie sypialnie i łazienkę. I nie znalazła tam żadnej żywej duszy. Został jej tylko własny pokój. Głęboko westchnęła i szybko otworzyła drzwi na oścież. Błyskawicznie odszukała włącznika i pstryknęła go. Zlustrowała całe pomieszczenie, a nie widząc w nim nikogo odłożyła z ulgą patelnię na komodę. Oparła się o ścianę i dziękowała Bogu, że jest tu sama. Choć starała się być opanowana, to teraz dopiero odczuła, jak drżą jej ręce.
     Gdy tylko zobaczyła te zamknięte drzwi, to od razu pomyślała o tamtym facecie. I chociaż udawała przy nim taką odważną, to gdyby teraz tu był, to nie wiedziałaby jak zareagować. Była w nim jakaś cząstka, której panicznie się bała, ale która jednocześnie ją fascynowała. Nie wiedziała, czy to za sprawa jego urody, czy zachowania. I nie chciała się wcale o tym przekonać. Całe szczęście nie musiała. Poczłapała do swojego łóżka i zgasiła światło. Musiała jak najszybciej zasnąć i odsunąć od siebie wszelki złe, głupie i męczące myśli. Nie dane jej było jednak spełnić to postanowienie, bo poczuła jak czyjaś silna dłoń zaciska się na jej karku i przypiera ją twarzą do ściany, a gorący oddech owiewa jej ucho.

- Myslałaś, że możesz ze mną tak pogrywać?- usłyszała męski głos, który już umiała rozpoznać.