czwartek, 24 kwietnia 2014

Niebezpieczny list - Rozdział 11

   
      Piękna i wysoka kobieta, o włosach w odcieniu ciemnego blondu, wychodziła własnie z
wynajmowanego, pięciogwazdkowego tokijskiego hotelu. Jej markowe ubranie oraz pewny
krok sprawiał wrażenie kobiety dystyngowanej i pewnej siebie. Całe ciało stale było przez nią
kontrolowane. Nie pozwalała sobie na chwilę słabości w żadnej sytuacji. Nawet takiej jak ta.
Jedynie puste i zdeterminowane spojrzenie mogło zdradzić jej złość, ale też smutek.     
Obawiała się, że zbliża się coś nieuniknionego, a dzisiejsza rozmowa postawi jej życie do
góry nogami. Może od razu powinna się poddać? Nie, to do niej nie pasowało. Ktoś taki, jak
Akane Harada nie odpuszczała tak łatwo. Jeśli tylko przyjdzie jej walczyć z pewnością to zrobi.
     Co chwila rozglądała się na boki w poszukiwaniu kawiarni, w której umówiła się z Arisu.
Swoją drogą zastanawiało ją jaką ma do niej sprawę, bo przecież chodziło jej wyłącznie o
działanie z korzyścią dla siebie.
     Akane na pewno nie była głupia. Już na początku wyczuła, że ciemnowłosej nie chodzi o
zwykłą przysługę. Doskonale też wiedziała, że nie powie jej tego wprost. Przebiegłość Arisu była już Akane  dobrze znana.
     Zauważając duży szyld kawaiarenki weszła do środka. Niemal od razu zauważyła
przyjaciółkę, z którą nie widziała się przeszło dwa lata. Wybrała dwuosobowy stolik tuż pod
oknem.

- Aki-chan! - brunetka wstała i podbiegła do kobiety.

- Ari - szepnęła będąc w objęciach Arisu.

- Oj, w ogóle się nie zmieniłaś. Wyglądasz niemal tak samo, jak wtedy gdy widziałyśmy się po raz ostatni. Siadaj - wskazała miejsce na przeciwko siebie - I opowiadaj, co u ciebie - uśmiechnęła się wyczekująco.

- Wszystko po staremu. W tym roku kończy mi się kontrakt z agencją, ale coś sobie znajdę - odpowiedziała beznamiętnie. - Jeśli dobrze pamiętam, to chyba spotkałyśmy się tu w innej sprawie.

- Jak zwykle rzeczowa - mruknęła - Ale masz rację. Chciałabym ci pomóc...

- A przy okazji sobie - dokończyła chłodno - Ari, znam cię tyle lat i doskonale wiem, że nie interesujesz się za bardzo moim życiem, jeżeli nie widzisz w tym korzyści dla siebie.

- Może tak było, ale nie przewidziałaś, jak mogę się zachować, jeśli będę chciała ratować twoje życie. Wiem, że wciąż ci na nim zależy. A teraz możesz wreszcie o niego zawalczyć. Przez telefon wydawało się, że nigdy nie pogodziłaś się z waszym rozstaniem.

- Bo tak jest, ale zrozum, ja nawet nie wiem gdzie go szukać. A ty wykorzystujesz to dla swoich spraw.

- Naprawdę myślisz, że cię okłamałam? Aki - ścisnęła jej dłoń - on tu jest. Mieszka niedaleko. Niedawno widziałam go na przyjęciu z inną kobietą. Więc pomyślałam, że powinnaś przyjechać.

- A gdzie w tym twoja sprawa? - zapytała podejrzliwie?

- Najpierw zajmij się Diamondem, a potem pomyślimy o mnie. Mam nadzieję, że wam się uda.

- Może... - odpowiedziała zamyślona. W głowie już miała plan.

- Ale żeby tak się stało musi wrócić dawna Akane. Ta silna, bezkompromisowa i zdeterminowana. Chyba nie chcesz stracić takiej okazji - podpuszczała blondynkę.

- Nie chcę - odpowiedziała - I nie stracę. Ta dziewczyna przekona się kim jest Akane Harada  - zmrużyła oczy i zaśmiała się.

- I to mi się podoba. Teraz powiem ci wszystko co musisz wiedzieć...


***


     Od wczoraj nie wychodziła z domu, a w szczególności unikała wyglądania przez okna. Za
żadne skarby nie chciała konfrontacji z Diamondem.
     Wiedziała, jak infantylne jest jej zachowanie, zwłaszcza, że są sąsiadami i procentowe
szanse na nie zobaczenie go już nigdy więcej wynoszą 0%.
     A najgorsze w tym było, iż mimo oczywistego zażenowania jedyne, o czym mogła
myśleć, to przystojna twarz białowłosego. Co miała zrobić, skoro ten facet tak ją pociągał?
Musiał przyznać, że miał w sobie jakiś magnetyzm, który od początku na nią działał.
     Wspominając wczorajszą sytuację nie mogła się nie uśmiechnąć na myśl, że Diamond
sprawiał wrażenie, jakby pierwszy raz nie wiedział, jak ma się zachować.
     Zdawała sobie sprawę, że nie może ukrywać się w domu, ze względu na bal
charytatywny, który ma się odbyć już niedługo. Bal, na który powinna go zaprosić.
Zwłaszcza, że jeszcze dziś rano była u niej Rei, żeby potwierdzić listę gości i dać Usagi
zaproszenie dla Diamonda. Do wszystkich gości zaproszenia dojdą drogą pocztową, ale w
tej sytuacji chyba nie mogła tak zrobić. To znaczy, że będzie musiała mu je wręczyć.
Osobiście. A nawet zaraz. Nie ma co odwlekać tego na później.


***

     Diamond pił dzisiaj już trzecią kawę. Na myśl, że dopiero południe, a on będzie na
nogach przez jeszcze co najmniej 10 godzin jęknął. Był zwyczajnie zmęczony i niewyspany,
i nawet trzecia porcja mocnego, ciemnego napoju nie mogła zastąpić mu paru godzin snu.
Przeklinał w myślach, że nie spał w nocy. Ale co miał poradzić, jeżeli gdy tylko zamykał
oczy pojawiał mu się w głowie obraz Usagi? Przez to zaczął raz jeszcze analizować
wczorajszy dzień, przez co prawie w ogóle nie spał.
     A teraz sam był na siebie wściekły. Zwłaszcza, że miał dziś do napisania te cholerne
raporty, których tak nie znosił. Kto je do diaska wymyślił?! On jest od działania w terenie, a
nie siedzenia i zajmowania się jakimiś papierzyskami! Dlatego wszelkie tego rodzaju
obowiązki traktował jako najgorszą część swojej pracy.
     Właśnie miał się zabrać do pisania, kiedy w jego mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka.
Z głośnym westchnieniem poderwał się z kanapy. Z jednej strony nienawidził, gdy mu
przerywano, ale akurat na wypełnianie tych papierów nie miał najmniejszej ochoty.
     Mimowolnym uśmiechem powitał stojącą za drzwiami osobę.

- Usagi - spojrzał na jej zawstydzoną twarz. - Proszę, wejdź.

- Nie, nie trzeba, ja tylko na chwilę - powiedziała, ale widząc jego ponaglające gesty weszła
do środka.

- Siadaj, rozgość się. Napijesz się czegoś? - zapytał, gdy blondynka ulokowała się na dużej
sofie.

- Nie, dziękuję. Właściwie, to przyszłam, żeby ci to dać - wyciągnęła w jego stronę kopertę.

- A co to? Łapówka, żebym nikomu nie rozpowiadał o tym co było wczoraj... - zniżył głos.

- Nawet tak nie mów! - krzyknęła. - I nie kończ - dodała już ciszej. - Poza tym wczoraj nic sie
nie wydarzyło... - niemal szepnęła.

- Doprawdy? - uniósł brwi w geście niedowierzenia.

- Tak, po prostu zapatrzyłam się na twoje... tzn. Na twoją szafeczkę w łazience - udało jej się
wybrnąć.

- Na moją szafkę?

- Dokładnie, jest... bardzo ładna i pasowałaby do mojej łazienki.

- No tak, to wszystko wyjaśnia - udał powagę i pokiwał głową. - Skoro aż tak cię
zafascynowała moja szafka - podkreślił ostatnie słowo - to może powinienem ci ją oddać?
Uniknęłabyś w ten sposób zaglądanie do mnie.

- Nie ma takiej potrzeby - bąknęła zirytowana. - W każdym razie przyszłam ci to wręczyć -
zaczekała, aż wyjmie zaproszenie i zapozna się z jego treścią.

- Bal charytatywny - mruknął. - Czemu nie.

- Czyli przyjdziesz? - poparzyła mu w oczy.

- Skoro dostałem zaproszenie od samej organizatorki, to chyba nie mógłbym odmówić -
posłał jej uwodzicielski uśmiech.

- Nikt ci nie każe przychodzić - szepnęła cicho.

- Słucham? - udał, że nie dosłyszał jej słów.

- Bardzo się cieszę, że przyjdziesz - zaszczebiotała i uśmiechnęła się. - No, ale na mnie już
pora - skierowała się do drzwi - Do zobaczenia Diamondzie - odwróciła się w stronę wyjścia.
     Nagle poczuła rękę zaciskając się na jej przedramieniu. Silne pociągnięcie, spowodowało, że przylgnęła do jego torsu. Mężczyzna wpatrywał się w jej duże, błękity, jakby chciał z nich coś wyczytać, ale skrywały one nawet jak dla niego zbyt wiele emocji.
     Usagi natomiast ogarnęło to samo potworne uczucie co wczoraj. Nie wiedziała co ma zrobić. Czuła, że powinna się ruszyć, albo chociaż coś powiedzieć. Jednak kiedy ametystowe oczy Diamond patrzyły na nią tak intensywnie, a jego ciało było tak blisko, że mogła poczuć jego zapach, to nie potrafiła się skupić na niczym innym niż odbieranie wszystkich bodźców na swojej skórze i chłonienie jego korzennej woni. Czuła, że od tego spojrzenie na jej twarz wbiega rumieniec, a usta rozchylają się, by złapać więcej powietrza. Od samego dotyku białowłosego co raz przechodziły ją dreszcze podniecenia. Dłonie same delikatnie spoczęły na jego klatce piersiowej, tak że doskonale mogła poczuć jego wyraźnie zarysowane mięśnie. Widziała, jak wargi Diamonda znajdują się co raz bliżej jej własnych. Ogarnęło ją uczucie deja vu. Podobna sytuacja miała już miejsce, gdy wracali z przyjęcia Rei.
     Blondynka była przekonana, że jeśli nic się nie stanie, to przerwie walkę ze swoim ciałem i  całkowicie odda się tej chwili. Zaczęła poddawać się temu hipnotyzującemu spojrzeniu i rozpalającemu ją dotykowi, kiedy... zadzwonił telefon Diamonda.
     Ten dźwięk podziałał na oboje, jak kubeł zimnej wody. Gwałtownie odskoczyli od siebie. Białowłosy nerwowo przeczesał swoje włosy dłonią i skierował się w stronę dzwoniącej komórki.

- To ja już pójdę - szepnął uciekając w bok wzrokiem.
     Nie czekając na odpowiedź wybiegła z mieszkania.

- Słucham - warknął wściekły.

- Mam nadzieję, że pamiętasz o raporcie, na który czekam - usłyszał głos swojego szefa.

- Za chwilę go skończę - skłamał bez mrugnięcia okiem.

- Liczę na to, że przyjrzałeś się jej dokładnie.

- Jak zawsze - odparł.
     Już po chwili zakończył rozmowę siadając na kanapie pomyślał:
 Nawet sobie nie wyobrażasz jak dokładnie.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Niebezpieczny list - Rozdział 10

 
Taki prezent od wielkanocnego zajączka ;D

 
- Akane? To ja, Arisu. Jak szybko możesz przylecieć do Tokio?
- A dlaczego w ogóle miałabym to zrobić? - usłyszała chłodny i znudzony
głos.
- Potrzebuję twojej pomocy.
- Jak zwykle - westchnęła.
- Posłuchaj, tym razem, to coś naprawdę ważnego. Po za tym ty też możesz
na tym skorzystać.
- Niby w jaki sposób? - Akane wyraźnie nie miała zamiaru jej pomagać -
Znowu mam się wpakowac w kłopoty pomagając ci? Nie jestem już tak
naiwna. Nie tym razem.
- Dobrze, w takim razie rozumiem, że twój książę też już cię nie interesuje.
Powiem jego nowej dziewczynie, że może spać spokojnie.
- Coś ty powiedziała? Jaka nowa dziewczyna? On jest mój! - warknęła.
- Najwyraźniej o tobie zapomniał. Może gdyby cię zobaczył to,... ale to
nieważne, przecież on cię już nic dla ciebie nie znaczy, prawda? - celowo ją
podpuszczała.
     Przez chwilę Arisu obawiała się, że Akane nie da się w to wciągnąć. Cóż,
na pewno nie przyleciałaby do Tokio tylko po to, by jej pomóc. Ale wiedząc, że
z rąk wymyka jej się najlepszy i jedyny kandytat na męża, musiała poczuć się
zdesperowana i wściekła. A ona doskonale wiedziała jak niebezpieczna jest
złość Akane. Miała nadzieję, że niedługo przekona się o tym ta blondynka.
- Sprawdzę kiedy mam samolot - usłyszała po chwili ciszy odpowiedź, która w
pełni ją usatysfakcjonowała.
- Dzięki, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. Wyślę ci później adres miejsca,
w którym się spotkamy i wszystko ci opowiem. A, i jeszcze jedno: śpiesz się,
bo nie wiem jak długo książe pozostanie twój.
    Wiedziała, że przy takich argumentach Akane na pewno się pojawi. I
pomyśleć, że mężczyzna, o którym słuchania miała serdecznie dosyć,
kiedykolwiek jej pomoże. A tu proszę, okazał się jej karta przetargową. W
końcu był on jedyna słabością jej przyjaciółki. Zdawała sobie sprawę z tego,
że gra nieczysto, ale nie miała inne go wyjścia. Za wszelką cenę chciala
zatrzymać przy sobie czarnowłosego, przy którym pierwszy raz od bardzo
długiego czasu poczuła się kochana i bezpieczna.
 
***

     Promienie słońca oświetlały dużą i przestronną sypialnię blondynki. Dla
wielbicielki spania takiej, jak Usagi były tylko zachętą do pozostania w łóżku.
Tym bardziej, że ostatnimi czasy nie miała większych obowiązków.
     Z błogim uśmiechem na ustach przeciagnęła się i powoli otworzyła
zaspane oczy. Powoli wstała i skierowała się w kierunku łazienki by
doprowadzić się do porządku. Przez głowę cały czas przelatywała jej myśl, że
powinna dziś coś zrobić, jednak za żadne skarby nie mogła sobie
przypomnieć co to było.
    Będąc w środku odruchowo wyjrzała za okno patrząc na dom jej sąsiada.
Nie spodziewała sie dostrzec nic ciekawego, dlatego jakież było jej zdziwienie,
gdy dostrzegła białowłosego mężczyznę wychodzącego spod przysznica,
owiniętęgo jedynie białym ręcznikiem wokół bioder. Nie mogła się
powstrzymać, by nie popatrzeć na jego umięśnione plecy i szerokie barki.
Przygryzła dolną wargę widząc, jak idealne jest jego ciało. Na myśl, że miała
już okazję je widzieć, a nawet znależć się w jego ramionach zarumieniła się.
    Już po chwili mogła podziwiać jego profil, który znała chyba na pamięć po
ich ostatniej jeździe samochodem. Wtedy również co chwila spoglądała na
jego przystojną twarz.
     Teraz jednak mogła podziwiać go w niemal całej okazałości. Po dokładnych
oględzinach, stwierdziła, że nie potrafi wymienić choć jednej rzeczy, która
mogłaby dyskfalifikować go z jej własnej listy, której to punktów trzymała się
już od czasów liceum.
     Był wysoki, a co najważniejsze wyższy od niej, diabelnie przystojny,
pociągający, wysportowany, a w dodatku prezentował się seksownie niemal
w każdej sytuacji. A zwłaszcza teraz, kiedy przeczesywał dłonią swoje jasne
włosy, z których skapywały kropelki wody.
     Czuła, że mogłaby tak się w niego wpatrywać, gdyby nie to, że nagle... to
on spojrzał jej prosto w oczy. Na jego twarzy pojawił się jeden z tych
uwodzicielskich uśmiechów.
     Natomiast ona wciągnęła mocno powietrze nie potrafiąc się poruszyć
choćby o centymetr. I choć nie mogła znieść spojrzenia jego przenikliwych,
fioletowych tęczówek, to wydawało jej się, że ciało nie ma bezpośredniego
połączenia z mózgiem i nie chce wykonać żadnego ruchu.
     Gdy już myślała, że z zawstydzenia i zażenowania całkiem wypalą się jej
policzki, kątem oka dostrzegła nadjeżdżający z naprzeciwka duży pojazd. " O
cholera, zapomniałam o śmieciach!"
     Nie zastanawiając się dłużej nad beznadziejnością całej sytuacji,
momentalnie wyleciała z pokoju i zbiegła na dół, prawie spadając przy tym ze
schodów. Chwyciła naszykowane już wcześniej worki z odpadami i
gwałtownie otworzyła drzwi. Następnie szybko dobiegła do stojącego tuż
przed furtką kosza, prawie równo z pojazdem.
     Zdyszana pochyliła się lekko do przodu i powitała delikatnym uśmiechem
przyglądającemu jej się mężczyźnie. On w odpowiedzi wyszczerzył się niemal
do granic możliwości i spoglądał na nią jeszcze bardziej bezczelnie. Usagi
poczuła się nieco zdezorientowana, ale pomyślała tylko, że jest
przewrażliwiona. Nie zastanawiała się nad tym dłużej, bo poczuła, że po
plecach przebiegł jej dreszcz.
     Skierowała się w stronę drzwi wejściowych i dopiero teraz zauważyła
obiekt swoich wcześniejszych rozmyślań, który siedział na swoim tarasie. O
dziwo on także patrzyła na nią niezwykle intensywnie. W jego spojrzeniu
zobaczyła zdziwienie pomieszana ze... złością i  pożądaniem? "Nie, to
niedorzeczne." Jednak sama czuła się co raz bardziej skołowana, tym jak inni
na nią reagują.
     Widząc, że Diamand nadal lustruje ją tym samym wzrokiem zaczęła
intensywni myśleć o tym co zrobiła. Nie ułatwiał jej tego chłodny wiatr
smagający ją po nagiej skórze...
     Spojrzała na siebie, na to jak była ubrana, o ile ubraniem można było
nazwać jej fioletową, satynową koszulkę nocną wykończoną przy biuście
koronką i sięgającą nie dalej niż za pośladki dziewczyny.
     O ile wcześniej czuła sie jedynie zażenowana, to teraz miała ochotę zapaść
się pod ziemię, Nic dziwnego, że woływała takie reakcje. W końcu była
bardziej rozebrana niż ubrana. Teraz już zupełnie nie zastanowiał jej wzrok tamtego faceta, no i Diamanda.
     Siląc się na coś, mającego przypominać uśmiech, w stronę białowłosego szybko weszła do mieszkania.
     Po wejściu stwierdziła, że jej koszulka ma niemal ten sam odcień, co jego
oczy.

***

     Idąc rano pod prysznic zastanawiał się, jak spędzi dzisiejszy dzień.
Rozważał nawet nad pójściem do Usagi, ale nie był o tym do końca
przekonany.
     Jej obecność dziwnie na niego działała. Nie dość, że zachowywał się niezrozumiale dla siebie, to jeszcze nie wiedział, czym jest to spowodowane. Przecież ona nawet nie była w jego typie. A poza tym to tylko zadanie, takie same jak każde inne. Co prawda zdarzały mu się chwilowe romanse, ale nie było to nic poważnego.
     A jednak z Usagi było inaczej. Jej sprawa była inna. Ona był inna. A on sam chyba pierszy raz zaczynał mieć jakieś opory przed wykonaniem zadania. Nie wiedział jakim cudem, ale ta blondynka działała kojąco na jego zszargane nerwy. Nie była prowokująca, nachalna ani przewidywalna - czyli taka jak te poprzednie kobiety.Jej zachowanie, subtelność, delikatność i nieśmiałość, w niektórych sytuacjach,  były dla niego czymś niemal nieznanym, dlatego sam dziwił się sobie, że potrafi ona zwrócić na siebie uwagę Diamanda, choć wcale nie przypomina jego dotychczasowych kobiet. 
     Z drugiej strony nie mógł jej niczego zarzucić. Zapoznając się z danymi Usagi wywnioskował, że jest silną i inteligentną kobietą. A teraz tylko to potwierdzała. Niewątpliwie była osobą godną podziwu.
     Właśnie z taką niepodobną dla siebie myślą wyszedł z pod prysznica. Jego usta nieznacznie podniosły się do góry, gdy dostrzegł, że blondynka prześladuje go nie tylko w myślach. Nie dał po sobie poznać, że ją zauważył.
Musiał przyznać, że bawiła go ta sytuacja, a jeszcze bardziej jej reakcje.
     Mimo wszystko on najzwyczajniej w świecie go podgladała. Nie żeby miał coś przeciwko, ale...należała jej się kara.
     I wtedy właśnie spojrzał jej prosto w oczy. Prawie natychmiast na twarzy
Usagi pojawił się rumieniec, a ona sama wyglądała jakby miała za chwilę
zemdleć. Jednak zamiast cokolwiek zrobić, wiciąż na niego patrzyła, nie śmiejąc się ruszyć, czy chociaż mrugnąć powiekami.
     Resztkami sił hamował się, by nie wybuchnąć śmiechem. Jej mina była bezcenna. Sama zachowała się tak, jak przewidział. Nie wiedział, że ktoś potrafi go tak rozbawić, podczas, gdy ona taką niewinną sytuacją potrafiła wprawić go w dobry nastrój.
    Na szczęście ona już po chwili odwróciła wzrok i szybko wybiegła z pomieszczenia. Diamand za to postanowił zjeść na dół, na taras, żeby wypić tam poranną kawę.
      Siedząc już wygodnie na jednym z krzeseł niemal udławił się, widząc wybiegającą z domu Usagi. O ile przed chwilą, to ona nie mogła się ruszyć, to teraz on siedział jak wryty.
     Spojrzał na jej długie, rozpuszczone włosy, nieco zaróżowioną twarz, pełny biust osłonięty jedynie koronkowym materiałem oraz długie nogi, których prawie wcale nie zasłaniała jej koszulka.
    Nieoczekiwanie zalała go fala pożądania i złości. Był wściekły, że tak na nią reaguje. I choć powinien być obojętny, a przede wszystkim obiektywny, to jednak ona cholernie go pociągała.
     Gdy zauważyła, jak jej się przygląda, szybko skojarzyła fakty, irzuciła mu grymas mający chyba stanowić uśmiech i weszła do domu.
     W końcu znów mógł zacząć logicznie myśleć, co tak cieżko mu szło w obecności Usagi. Nie miał pojęcia, co będzie dalej. Skoro na ich pierwszym spotkaniu prawie ją pocałował, a teraz z chęcią by się na nią rzucił i zdarł z niej tę koszulkę...
     Naprawdę nie wiedział, jak długo będzie w stanie się kontrolować.

***
 
Życzę Wam wszystkim spokojnych, zdrowych i radosnych świąt, spędzonych tak jak lubicie, i z tymi, których kochacie. Niech wszystkie wasze wysiłki zostaną docenione, a każda jedna potrawa smakuje wyśmienicie. A przede wszystkim, żebyście w tym całym świątecznym zabieganiu nie zapomnieli o chwili odpoczynku dla siebie ;)
Serdecznie Pozdrawiam
Marika 


wtorek, 1 kwietnia 2014

Niebezpieczny list - Rozdział 9


 
- Kiedy możemy z tym skończyć? - z końca sali dobiegł donośny głos należący
do wysokiego blondyna. - Mam już dość tego, że musimy się tu ukrywać.
 
- Cierpliwości, już niedługo - odpowiedział mu zamyślony brunet.
 
- Słuchaj no, może ty nie traktujesz tego poważnie, ale ja chcę wrócić, póki
mam jeszcze okazję uciec !
 
- Uspokój się! - nakazał mu ciemnowłosy - Na razie nic nie zdziałamy. Pora na
ich ruch. A po za tym sam też chcę to przerwać.
 
- Czyżby? - prychnął kpiącym tonem - Jakoś ostatnio bardzo pasuje ci takie
życie, a zwłaszcza robienie z nas swoich posłańców i jakiś cholernych
szpiegów! - warknął.
 
- Tak się składa, że mam pewną niedokończoną sprawę, którą muszę załatwić.
 
- Więc mamy tu siedzieć cicho, zamiast wiać stąd, bo tobie zamarzyło się
uganiać za jakąś blond laleczką?! Odpuść ją sobie, to tylko kobieta, do
cholery! Nie jest warta, żeby spieprzyć sobie przez nią życie!
 
- Zamknij się! Powiedziałem wyraźnie co robimy, a wy macie się do tego
dostosować, jasne? - widząc nieugięty wyraz twarzy blondyna kontynuował -
Dobrze wiesz, że bez mojej pomocy bylibyście już na dnie. Gdybym tylko
zechciał, mógłbym to zrobić.
 
 
- Pamiętaj, że siedzimy w tym bagnie razem czy tego chcesz, czy nie.
 
- Owszem, tylko ja mogę z niego wyjść. Nie zapominaj kim jestem.
 
- Nic ci nie pomoże, nawet to.  Nie jesteś w stanie nic zrobić.
 
- To się jeszcze okaże - rzucił z kpiącym uśmiechem - Może jeszcze nie teraz,
ale przekonasz się, że jesteś w błędzie.
    Rozmowę zakończyło trzaśnięcie drzwiami wychodzącego przez nie
blondyna.
 
 
***
 
 
- Jestem wykończony - Seiya zdjął swoją marynarkę, niedbale rzucił ja na
krzesło, po czym sam opadł na kanapę.
 
- Ciężki dzień? - zapytała z uśmiechem czarnowłosa, dodając gotowanej przez
nią potrawy trochę oregano i bazylii Seiya w odpowiedzi wymruczal coś
niewyraźnie. - Jesteś głodny? Własnie kończę robić spaghetti.
 
- Wiesz, nie bardzo, ale gdybym mógł, to przespałbym ten tydzień.
 
- Ooo...biedactwo - zaśmiała się - Nie narzekaj tak. W końcu sam wybierałeś
sobie zawód.
 
- I nie zamieniłbym go na żaden inny, ale ostatnio zaczął mi przeszkadzać ten
pośpiech, to, że muszę być w każdej chwili dyspozycyjny, no i jeszcze ci życie
na walizkach. Chyba się starzeję - westchnął.
 
- Daj spokój, to normalne, że potrzebujesz chwili oddechu. A w pracy jesteś
ważnym elementem, więc musisz się trochę pomęczyć. Ważne, że praca cię
satysfakcjonuje, czujesz, że to, co robisz ma sens. W twoim przypadku to
bardziej dobry uczynek dla ludzi niż praca, w końcu jesteś źródłem ich
informacji. No i zawsze czujesz się potrzebny, prawda?
 
- Mówiłem ci, już jak bardzo jesteś mądra? - zapytał podpierając policzek
dłonią.
 
- Coś tam mi się obiło o uszy - mruknęła.
 
- Więc chyba muszę ci powtórzyć - podniósł się i ruszył w jej kierunku.
 

***

     Usagi przeglądała właśnie jakieś papiery, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
 
- Już jestem - oznajmiła Rei wchodząc do środka i zdejmując płaszcz -
Musiałaś się bardzo za mną stęsknić, skoro zaprosiłaś mnie już dziś. Chcesz
kawy?
 
- Tak - odparła automatycznie, ale zaraz potem uświadomiła sobie jak dziwne
było jej pytanie - Czekaj, ja jestem u ciebie, czy ty u mnie?
 
- Skarbie, przeciez wiesz, że doskonale znam rozkład twojego domu, więc bez
problemu trafię do kuchni.
 
- Jak chcesz. W każdym razie dziękuję, że przyszłaś, bo potrzebuję twojej pomocy.
 
- Nie pierwszy i nie ostatni raz. Mów o co chodzi.
 
- Przejrzałam papiery dotyczące kliniki, porównałam statystyki z tego miesiąca
i te sprzed kilku i...nie wygląda to dobrze. Wbrew moim obawom wciąż mamy
wielu pacjentów, z czego bardzo się cieszę, tylko... - zawachała się. Nie była
pewna jak jej impulsywna przyjaciółka zareaguje na te wiadomość.
 
- Tylko co? - od razu chciała przejść do konkretów.
 
- Zaczyna brakować mi środków i...
 
- Jak to? - natychmiast przerwała blondynce - przecież zawsze dochody były
na tyle duże, że nie brakowało wam pieniędzy. Po za tym zawsze możesz
wspomóc się oszczędnościami z waszego konta.
 
- Też tak myślałam, ale dzisiaj okazało się, że już ich nie ma, rozumiesz Rei?
Mamoru wyczyścił nasze konto do ostatniego jena i gdyby nie to, że mam
swoje własne, to teraz zostałabym z niczym.
 
- Jak on mógł to zrobić? Wyobrażał sobie, że zaczniesz sama na wszystko
zarabiać. Czy on chociaż przez chwilę pomyślał o tobie?
 
- Podobno cały czas to robi - odparła bez zastanowienia.
 
- Słucham? Skąd to wiesz? Usagi tylko nie mów, że on próbował sie z tobą
kontaktować!
 
- Nie...,ale jeszcze gdy tu był, to zapewniał mnie, że wszystko co robi jest z
miłości do mnie - zręcznie udało jej się wymigać.
 
- Jasne, z miłości - prychnęła, ale za chwilę uświadomiła sobie, że tymi
słowami rani Usagi. W końcu Mamoru nadal jest jej mężem. - Przepraszam,
wiem, że to cię pewnie bardzo boli...
 
- Nie Rei, już nie. Podjął taką, a nie inną decyzję, jeżeli stwierdził, że woli takie
życie, to w moim nie ma już dla niego miejsca. Zdecydował za nas oboje.
 
- Wiesz, nie spodziewałam się, że tak dobrze to zniesiesz. Cieszę się, że jesteś
taka silna - uśmiechnęła się do niej.
 
- Muszę - odparła krótko - Ale proszę nie rozmawiajmy już o nim, w końcu nie
po to cię to ściągnęłam.
 
- No właśnie, słucham, czego ode mnie potrzebujesz.
 
- Chcę zorganizować bal charytatywny - powiedziała w prost.
 
- I ja mam być współorganizatorką? - zapytała z widocznym entuzjazmem.
Usagi uśmiechnęła się do niej, dziękując opatrzności, że ma swoją Rei, na
której może polegać.
 
- Nie ukrywam, że potrzebuje twojej pomocy. O czywiście reszty dziewczyn też.
Te pieniądze bardzo by mi się przydały, tym bardziej, że w budowie jest nowy
oddział, do którego będzie potrzebny sprzęt. Myślisz, że damy radę go
zorganizować?
 
- Pewnie, wątpisz w moje wątpliwości? - udała, że poczuła się urażona.
 
- Wątpie, czy ludzie będą chcieli wziąć w tym udział.
 
- Przecież zawsze brali uział w różnego rodzaju zbiórkach. Pamiętaj, że
wszyscy bardzo cenią sobie działalność kliniki.
 
- Albo cenili - dodała z ponurym wyrazem twarzy, ale zaraz potem otrząsnęła
się i spojrzała na przyjaciółkę - Rei, wiesz, że chyba nigdy nie zdołam ci się
odwdzięczyć za wszystko co dla mnie robisz.
 
- Jak to mówią: nie chwal dnia przed zachodem Słońca, jeszcze niczego nie
zorganizowałam.
 
- Ale wiem, że zrobisz wszystko, by mi pomóc - posłała jej swój olśniewający
uśmiech.
 
- Jak ty wykorzystujesz naszą przyjaźń - westchnęła z rozbawieniem - Lepiej
zacznij myśleć o rekompensacie za moje starania. A teraz bardzo cię
przepraszam, ale muszę lecieć na spotkanie. Dam ci znać, jak już coś będę
wiedziała.
 
- Jasne, do zobaczenia - powiedziała zamykając za nią drzwi.
     Zastanawiała się jak jej przyjaciółki mogą chcieć wciąż jej pomagać, być
przy niej, mimo tego, jak źle je traktowała.
     Cóż, chyba nie tylko miłość, ale też przyjaźń bywa ślepa.
 

***
 
 
     Diamand od rana starał się mieć jakieś zajęcie. Cokolwiek, byleby tylko nie
siedzieć bezczynnie, nie myśleć o pracy, zadaniu, wczorajszym wieczorze... o
niej. "Cholera - pomyślał - muszę znaleźć na nią jakąś taktykę." Problem tkwił
w tym, że nie potrafił jej jeszcze rozgryźć. A ona będąc tak ostrożną i skrytą nie
ułatwiała mu tego.
     Pamiętał, jak zareagowała na jego pytanie. Teoretycznie mogła po prostu
być przemęczona, ale on czuł, że chodzi o coś więcej. Lata praktyki w swoim
zawodzie nauczyły go rozpoznawać ludzkie emocje, nawet te, które tak bardzo
chcieli ukryć. Doskonale też wiedział kiedy ktoś kłamał. A jednak musiał
przyznać, że ta blondynka jest naprawdę sprytna -  jak na amatorkę umiała się
dość dobrze maskować. I choć na razie nie miał podstaw, by twierdzić, że jest
czemukolwiek winna, to wiedział, że swojego przeciwnika nie należy nigdy
lekceważyć. Nawet jeżeli jest on drobną, filigranową blondynką.
 

***
 
 
     Seiya czekał właśnie na swojego brata Yatena. Nie był pewny, czy srebrnowłosy będzie chciał oderwać się od swojej Aino-san, więc poczuł znaczącą ulgę, gdy usłyszał dzwonek do drzwi.
 
- Dobrze, że jesteś. Muszę z Tobą porozmawiać. Wejdź - gestem wskazał wnętrze mieszkania.
     Gdy już obaj siedzieli w fotelach Yaten postanowił zacząć rozmowę, widząc, że jego brat nie potrafi tego zrobić.
 
- Mów od razu o co chodzi, nie po to zmarnowałem sobotni wieczór, żeby
sobie z tobą pomilczeć - niewątpliwie był najbardziej niecierpliwym z braci i
naprawdę niewiele wystarczyło, by go zirytować. Pod tym względem idealnie
pasował do Minako, która także nie znosiła czekania.
 
- Jak to jest braciszku, że ja zawsze umiem zrujnować sobie życie? - zapytał
podnosząc do ust szklankę z whisky.
 
- O co chodzi? Masz świetną pracę, mieszkanie, Arisu...
 
- O... właśnie, Arisu...Co jest ze mną nie tak?
 
- Nic z tego nie rozumiem.
 
- Jestem kretynem, rozumiesz? Nie potrafię w ogóle wyciągać wniosków z
lekcji, które daje mi życie. A przez to niszczę wszystko.  Niszczę ją - wskazał na
zdjęcie szatynki - Ale też siebie.
 
- Seiya, co ci odbija? Masz wszystko co chciałeś, kobietę, którą kochasz, przecież sam mówiłeś jaka jest cudowna...
 
- Bo jest - przerwał mu - Zdolna, mądra, piękna. Interesują nas te same rzeczy,
lubimy to samo, jej towarzystwo...jest jak promienie Słońca w pochmurny
dzień.
 
- Więc czego ty jeszcze chcesz? Czego jej brakuje?! - wstał z fotela - No, słucham,  jaka musi być, żeby cię zadowolić. Co ci w niej przeszkadza? To, że... - gwałtownie urwał. Po jego twarzy przebiegł wyraz olśnienia - Nie jest Usagi, prawda? O to chodzi? - posłał w stronę brata pogardliwy uśmiech, zaraz jednak opamiętał się - Seiya, kiedy w końcu o niej zapomnisz? Unieszczęśliwiasz siebie, a przy okazji Arisu, zrozum to.
 
- Wiem Yaten, naprawdę wiem.
 
- Cholera, nie rozumiem, po co były te cyrki? Po co związałeś się z Arisu, skoro nadal wzdychasz do Tsukino - san? Ona nie zasługuje na takie traktowanie.
 
- Posłuchaj, ja naprawdę tego nie chciałem. Pamiętasz, po tym jak Usagi wyszła za Mamoru, odpuściłem. Wyjechałem, poswięciłem się pracy...tęskniłem za nią, ale chciałem by była szczęśliwa, nawet, jezeli oznaczałoby to, że ma byc z nim. Z czasem zacząłem normalnie funkcjonować, przestałem mysleć o tym co do niej czuję. Będąc daleko mogłem tzreźwo ocenić sytuacje. Wtedy zobaczyłem, że nie mam u niej szans - urwał w połowie zdania przypominając sobie jakim uczuciem darzył swojego Króliczka -  ale przysięgam, że to zaakceptowałem. I wtedy poznałem Arisu - uśmiechnął się - ona była dla mnie powiewem świeżości. Sam byłęm zaskoczony, że potrafię zainteresować się kimś innym niz Usagi. Yaten - zwrócił się do brata, który uważnie analizował sytuację - Naprawdę się w niej zakochałem. I byłem z nią szczęśliwy.
 
- Byłeś? - srebrnowłosy wciąż był zdezorientowany - Więc co się teraz zmieniło?
 
- Dowiedziałem się o jej kłopotach, o tym co zrobił ten dupek. I tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że to nie był facet dla niej. Ale nadal szalałem za Arisu i nie myślałem o Usagi. Tak było do czasu wywiadu, jednak gdy przekroczyłem próg jej mieszkania...wszystko odżyło. A gdy pomyślałam, ze główna przeszkoda w postaci jej męża już nie stoi mi na drodze, to oszalałem.
 
- A mi się wydaje, że główną przeszkodą jest twoja głupota - warknął - Pomyślałeś, że może ona cię nie kocha?

-Jeżeli chodzi o Arisu, to wiem, że do siebie pasujemy, że mozemy ze sobą być. Jest wyrozumiała, inteligentna, utalentowana, ale... Jest też Usagi, która zawsze była dla mnie jak zakazany owoc, a teraz mam szansę go zdobyć.
 
- A czy nie jest tak, że gdy owoc staje się powszechny, przestaje być pożądany? - zakpił z brata.
 
- Chyba nie w tym przypadku. Najgorsze jest to, że ja sam nie wiem co do niej czuję. Wciąż ją kocham, czy po prostu mam okazje spełnić swoje marzenie...
 
- Seiya, postawmy sprawę jasno: musisz podjąć decyzję, albo walczysz o Usagi i rozstajesz się z Arisu, albo jestes z Arisu, wyjeżdżacie, i definitywne zapominasz o Usagi.
 
- Nie mam pojęcia co robić - westchnął - Czy to musi być takie trudne?
 
- Sam doprowadziłeś do takiego stanu i sam musisz zdecydować - wiedział, że przedstawia tę sprawę niemal brutalnie, ale Seiya potrzebował kogoś, kto jasno określi mu jego położenie.
     Ciemnowłosy nie musiał nic mówić. Jego brat wiedział, że jest mu wdzięczny.
    Żaden z mężczyzn nie wiedział jednak, że całej rozmowie przysłuchiwała się pewna brązowowłosa kobieta. " Już ja zadbam, żebyś podjął właściwą decyzję" - pomyślała i poszła odszukać numer do swojej dawnej przyjaciółki. Nie sądziła, że będzie jej jeszcze kiedyś potrzebny, ale wiedziała, że tylko ona może jej pomóc.
 
- Akane? To ja, Arisu. Jak szybko możesz przylecieć do Tokio?



***
 
Rozdział miał być o U&D, ale trochę zmieniłam koncepcję opowiadana, i musiałam zacząć wprowadzać nową postać. Obiecuję, ze następnym razem się postaram i w końcu będzie dużo Usy i Di.
 
P.S. Sama też za nimi tęsknie xD
 
Marika