niedziela, 18 maja 2014

Jesienny wieczór w cmentarnej kaplicy - część I

     Kochane, nawet nie wiecie, jaka jestem na siebie wściekła. Tak stasznie ciągnie mnie do pisania, a nie mam na to zupełnie czasu. Mam teraz te durne egzaminy końcowe i ledwo żyję. Mam nadzieję, że niedługo to się skończy i będę mogła zabrać się za pisanie. Dzisiaj dodaję 1 część nowego, myślę, że dość krótkiego opowiadanka, pisanego pierwotnie na j. polski ( tak, wiem, Gigi również opublikowała u siebie takie opowiadanie, kto jeszcze nie czytał zachęcam tutaj). Jestem przerażona swoją psychiką, bo normalny, zdrowy człowiek ( jak, np.: Gigi) zrobił z tego jakiś horroro-dramat, a ja... zobaczycie ;)


     Pewna długowłosa blondynka przekraczała właśnie bramę cmentarza. Gołe dłonie, w których trzymała pachnące białe lilie i znicz, zrobiły się sine z zimna.
     W milczeniu przemierzała kolejne wąskie alejki między nagrobkami. W pobliżu nie zauważyła nikogo innego, ale przecież kto zdecydowałby się na odwiedzenie tak mrocznego miejsca w chłodny, jesienny wieczór? Cóż, ta osoba musiałaby być bardzo odważna i zdeterminowana. Albo tak obojętna i pogrążona w smutku, jak Usagi.
     Absolutną, niemal grobową ciszę, zakłócał jedynie szelest pożółkłych liści pod jej stopami. Ona jednak nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Jej myśli krążyły tylko wokół jednej osoby, którą straciła. Którą kochała, jak nikogo innego. Której bezwahania oddałaby swoje życie. Której nagrobek widziała już z tej odległości.
     Obiecała sobie, że będzie silna i nie uroni już ani jednej łzy, ale gdy tylko przeczytała wyryte na marmurowej płycie epitafium, nie wytrzymała. Słone krople zaczęły ściekać po jej twarzy zatrzymując się na drżącym podbródku. Skostniałymi dłońmi wyszukała w kieszeni płaszcza pudełko zapałek i zapaliła duży znicz. Usiadła na wąskiej, drewnianej ławeczce i jeszcze raz spojrzała na portret swojej babci.
     Odkąd pamiętała miała tylko ją. To znaczy byli także jej rodzice i brat, ale nie lubiła o nich myśleć, a tym bardziej mówić.
     Uciekła z domu mając 14 lat. Najzwyczajniej nie mogła już znieść tej chorej sytuacji rodzinnej, nie chciała więcej na to patrzeć.
     Jej ojciec jako jedyny pracował, dlatego uważał się za najważniejszego członka rodziny, czego już nie mogła znieść, bo ile można znosić tak despotycznego i aroganckiego człowieka? Poza tym ojciec nigdy nie ukrywał, że lubi wypić, z tym że w końcu przerodziło się to w nałóg, do którego nie chciał się przyznać. Przez to niemal cały czas dochodziło między nimi do kłótni. Usagi niejednokrotnie mówiła mu wprost, że nie może dłużej znieść jego zachowania, próbowała wyjaśnić, że alkohol go niszczy, ale on jej nie słuchał. Jak zawsze. Podczas jednej z takich kłótni ojciec wykrzyczał jej, że nie ma prawa się odzywać, bo nawet nie jest jego córką. Poczuła się gorzej, niż gdyby dostała od niego policzek. Zaczęła się dopytywać, co to ma znaczyć, jednak nie chciał jej już nic powiedzieć. W końcu wyciągnęła od swojej matki prawdę.
     Właśnie wtedy dowiedziała się, że jest adoptowana. Nie mogła, nie, nie chciała w to uwierzyć, ale jednocześnie wiedziała, że nie kłamią. I wszystko stało się dla niej jasne. Zrozumiała dlaczego zawsze na pierwszym miejscu był jej młodszy brat. Początkowo sądziła, że rodzice traktują go łagodniej, bo jest młodszy, ale robili to, bo był ich synem. Tym prawdziwym dzieckiem, a nie jego namiastką, tak jak Usagi.
     Jakoś zniosła tę bolesną prawdę, choć nić porozumienia między nią i rodzicami wyraźnie osłabła, a przecież nigdy nie była silna. Próbowała udawać, że jest w porządku, ale coś po tej informacji w niej pękło. Poczuła, że nic już jej tu nie trzyma.
    Zawsze starała się zrozumieć trudny charakter ojca, ale bywały momenty, że nie chciała przyznawać się do takiego człowieka. W głębi serca podziwiała Ikuko, która tak dzielnie znosiła nastroje swojego męża. Do czasu, aż zobaczyła, jak obściskiwała się z jakimś blondynem za rogiem pobliskiej kawiarenki.
     Po tym miała już absolutną pewność, że nie chce, a nawet nie może tam zostać. Nie dałaby rady żyć tak przez kolejne lata. Dlatego wyprowadziła się z domu, a raczej spakowała swoje rzeczy i pojechała do pierwszej i jedynej osoby, u której mogła i chciała zostać - do babci. Oczywiście na początku nie chciała się na to zgodzić, ale gdy jej o wszystkim opowiedziała zmieniła zdanie. W końcu mogła zacząć normalne spokojne życie. Miała kogoś, na kim zawsze mogła polegać.
     A teraz znów została sama.
     Dwa tygodnie temu odbył się pogrzeb jej babci. I nikt nie przeżył go tak, jak ona. Tym bardziej, że nie wiedziała, co było powodem śmierci. Niby słyszała coś o możliwych zatorach, złym krążeniu, ale nie wierzyła w to. Gdy dowiedziała się, że babcia nie żyje, nie zwróciła na to uwagi, ale potem zaczęło ją to zastanawiać. Może to nie była śmierć naturalna?
    Gwałtownie potrząsnęła głową chcąc wyrzucić z pamięci niedorzeczne myśli. Teraz zastanawianie się nad tym nie miało żadnego sensu.
    Poczekała, aż policzki staną się suche i delikatnie położyła na nagrobku kwiaty. Wiedziała, że powinna już iść, zwłaszcza, że cudem wybłagała administratora cmentarza, by wpuścił ją tu po zmroku.
     Miała własnie wychodzić, kiedy coś ją podkusiło, i postanowiła wejść do przycmentarnej kaplicy. Niepewnie uchyliła ciężkie drzwi i weszła do środka. Przez moment oślepiało ją zapalone światła, ale już po chwili jej oczy przyzwyczaiły się do panującej tam jasności.
    Prawdę mówiąc nie potrafiła powiedzieć, kiedy ostatni raz była w kościele, nie licząc pogrzebu. Nigdy nie uważała się za osobę zbyt wierzącą, a śmierć babci jeszcze bardziej utwierdziła ją w przekonaniu, że nie może istnieć ktoś taki jak Bóg.
    Podeszła nieco bliżej ołtarza. Nie wiedziała, co powinna zrobić. Modlić się? Nie, to bez sensu. Po co w ogóle tu weszłam? - zastanawiała się.
    Już miała wychodzić, kiedy usłyszała jakiś niepokojący szmer. Pewnie powinna był go zlekceważyć, ale poczuła, że musi sprawdzić skąd dobiega. Musiała się także pośpieszyć, było już bardzo ciemno, nawet nie sprawdzała godziny, ale wiedziała, że może nie zdążyć na ostatni autobus. Chciała znaleźć się w domu, a nie tkwić na upiornym starym cmentarzysku. W dodatku rzucane na ścianę cienie sprawiały wrażenie, jakby ktoś ją obserwował...
    Rozglądając się za źródłem dochodzącego dźwięku zaczepiła stopą o przydługą kotarę, która pod wpływem jej ciężaru urwała się. Zbierając swoje obolałe kończyny z podłogi dostrzegła znajdujące się za nią drzwi. Najwyraźniej były one specjalnie zakryte tą zasłoną. Stwierdziła, że nie powinna tu dłużej zostać. Najlepiej będzie, jeśli już wróci do domu. Gwałtownie skierowała się w stronę wyjścia, ale po chwili znów usłyszała dziwne odgłosy. Tym razem była pewna, że dochodzą zza drzwi. Podeszła do nich i głośno przełknęła ślinę, po czym nacisnęła klamkę. Za nimi zobaczyła znajdujące się schody prowadząc w dół. Jej strach rósł. Czuła, jak dociera do każdej komórki jej ciała, dając znak do odwrotu. Usagi jednak zlekceważyła reakcję swojego organizmu i zaczęła schodzić po stopniach.
    Na dole było zupełnie ciemno. Dotykała dłońmi ścian szukając jakiegoś włącznika. Nic takiego jednak nie znalazła. Powoli przesuwała się do przodu, choć nie wiedziała, gdzie idzie. Zaliczyłaby już drugie bliskie spotkanie z podłoga, gdyby nie to, że w ostatniej chwili natrafiła na jakąś dźwignię, którą mocną pociągnęł. Zaraz potem w pokoju rozbłysł blask zawieszonych na ścianach pochodni.
    Dopiero teraz mogła dostrzec znajdujące się na końcu korytarza podniesienie i stojący na nim tron. Przed nim narysowany był wielki krąg, a na ścianie niepokojąco błyszczał znak czarnego półksiężyca. Sekta pod cmentarzem? - myślała. Nie była pewna do czego służy to pomieszczenie, ale nigdy nie słyszała, by katolicy zbierali się w takich miejscach. Skoro nie oni, to kto?
    Podeszła nieco bliżej. Tak zafascynowało ją to odkrycie, że zupełnie zapomniała o dziwnych szmerach. Po bokach naprzeciw tronu znajdowało się kilka siedzisk, oczywiście nie tak okazałych, jak tamto. Całość utrzymana była w ciemnych i mrocznych kolorach. Nie mogła też się oprzeć pokusie, by nie spojrzeć na czarny półksiężyc, który wręcz ją hipnotyzował. Nigdy wcześniej nie spotkała się z takim symbolem. Czuła, że niemal ją do siebie przyciąga. Patrząc na niego stawiała drobne kroki w kierunku tronu.

- Stój! - ciszę przerwał niski męski głos, który usłyszała za sobą. Ze strachu aż podskoczyła.  Czyli jednak naprawdę kogoś słyszała, ale w tej chwili myślała tylko o tym, jakiego czasu potrzebuje, by dobiec do drzwi. Powoli obróciła się, żeby zobaczyć do kogo należy ten głos. O dziwo nikogo nie widziała.

- Co tu robisz - znów ten sam władczy ton - Odpowiadaj, do cholery, jak cię pytam - wrzasnął, gdy nie umiała mu odpowiedzieć.

- Ja tylko... Chciałam zobaczyć co tutaj jest - powiedziała przerażona. Że też zachciało jej się bawić w detektywa.

- Masz czelność tu wchodzić i jeszcze udawać idiotkę - poczuła jego rękę na swoim gardle - Jak się
tutaj dostałaś o tej porze - wysyczał tuż przy uchu Usagi.

- Na cmentarz od dawna mogę wchodzić, a do kaplicy weszłam z ciekawości i zobaczyłam drzwi. To wszystko, przysięgam. Nie zrobiłam nic złego. Obiecuję, że więcej tu nie przyjdę - mówiła ze łzami w oczach. No to już po mnie, teraz mnie zamorduje - pomyślała.

- Nie chodzi o to, co zrobiłaś, ale o to, co mogłabyś zrobić. Chętnie bym cię stąd wypuścił, ale widzisz nie mogę. Za dużo widziałaś. Twoim błędem było wejście tutaj, kotku - kątem oka dostrzegła błysk trzymanego przez niego sztyletu. To naprawdę koniec - myślała gorączkowo - Zaraz mnie nim zabije.

- Rubeusie, co się tu dzieje - usłyszała za swoimi plecami jeszcze jeden męski głos.

- Mamy tu intruza - obrócił ją przodem do wchodzącego mężczyzny.
     Przez łzy ledwo mogła dostrzec jego postać. Widziała na pewno, że był od niej znacznie wyższy i dobrze zbudowany. Jego białe kontrastowały z czarnym ubraniem. Najbardziej wyróżniającym się punktem były jego fioletowe oczy spoglądające na nią złowrogo. Miała wrażenie, że już je gdzieś widziała, tylko gdzie to było? Tak usilnie starała przypomnieć sobie skąd zna to spojrzenie, że w ogóle nie usłuszała jego pytania.

- Co z nią? Ogłuszyłeś ją czymś - białowłosy wydawał się poirytowany.

- Jeszcze przed chwilą gadała, jak najęta - mruknął tamten.

- Czego tu szukasz? - fioletowooki ponowił swoje pytanie.

- Mówiłam już, że trafiłam tu przypadkiem, nawet nie wiem do czego służy to pomieszczenie.

     Myślałam, że jesteście jakąś sektą, ale... - jej wypowiedź przerwał śmiech białowłosego. Ten, który ją trzymał zdawał się być zaskoczonym jego reakcją - Z czego niby się śmiejesz, co? - niebezpiecznie zwężyła swoje oczy. Strach przerodził się w złość. Nikt nie będzie się z niej naśmiewał.

- Sekta mówisz? Może być i tak... Rubeusie przestań - powiedział widząc, że czerwonowłosy  wciąż trzyma miecz w gotowości - Nie żartuj, przecież to dziecko nie ma o niczym pojęcia.

- Dziecko?! Dziecko!? - krzyknęła wściekła i wyrwała się z uścisku mężczyzny - Pragnę cię poinformować, że już dawno skończyłam 18 lat i nie jestem żadnym dzieckiem - mówiąc to podeszła do niego i wraz z ostatnim słowem dźgnęła go w tors.

- Naprawdę? Nie wyglądasz - wymownie na nią spojrzał. Fakt, że sięgała mu jedynie do ramion nie poprawiał jej sytuacji. Chcąć spojrzeć w jego oczy musiała zadrzeć głowę.

- Czyżby? A znasz to powiedzienie: wysoki jak brzoza, a... - wymownie ucięła wypowiedź i z udawanym zaskoczeniem zasłoniła sobie dłonią usta.
   
     Tymczasem oniemiały Rubeus przypatrywał się tej dziwnej wymianie zdań. Jego książę nigdy nie pozwalał się nikomu tak traktować. Co więc wyprawia z tą dziewczyną.

- Diamndzie, co z nią zrobić?

- Jak mówiłem nic. Jest niegroźna, jak pchła - mówiąc to protekcjonalnie pogłaskał ją po głowie.

- Nie zapomnij, że pchły potrafią gryźć - powiedziała, po czym faktycznie go ugryzła.

- Ty cholerna idiotka! - wrzasnął - Co ty wyprawisz kretynko. Jesteś nienormalna - wykrzykiwał masując obolałe miejsce.

- A ty jesteś prostacki. Nie życzę sobie takiego traktowania - powiedziała wyniośle.

- Przeklęta księżniczka - mruknął.

- A żebyś wiedział. A teraz wybacz, ale muszę już iść - uśmiechnęła się uroczo i pobiegła w stronę drzwi.

- Jesteś pewien, że mam ją zostawić? - wydusił z siebie Rubeus próbując stłumić śmiech.

- Na razie tak, ale jeszcze mnie popamięta. To nie ostatni raz kiedy się spotykamy.

                                                                          ***
Wiem, że na razie nudno, ale następne rozdziały już się piszą ;) Co do Nl, to muszę jakoś skomplikować fabułę, bo wydaje mi się, że to opowiadanie zrobiło się bardzo przewidywalne i proste.
Pozdrawiam
Wasza Marika