Miłego czytania, a ja uciekam oglądać siatkówkę!
- Myslałaś, że możesz ze mną tak pogrywać?- usłyszała męski głos, który już umiała rozpoznać. Nie wiedziała czego może się po nim spodziewać. Od początku wiedziała, że igra z ogniem, ale teraz po raz pierwszy naprawdę zaczynała się bać. Przez chwilę sądziła nawet, że się rozpłacze, ale...to przecież wciąż był ten sam niewychowany prostak! Nie, na pewno nie da mu tej satysfakcji.
- Co robisz w moim mieszkaniu? - wysyczała - I skąd znasz adres?
- Powinnaś już wiedzieć, że mam duże możliwości.
- Jak widać nie tak duże, skoro musisz zakradać się nocą do mojego mieszkania, tylko po to, żeby ratować urażoną dumę - usilnie starała sie wykręcić, by spojrzeć mu w oczy, jednak jego uścisk okazał się zbyt mocny.
- Posłuchaj, nic o mnie nie wiesz. Uważasz, że wolno ci stroić sobie żarty, ale nie pozwolę ci na to. Rozumiesz? - warknął wprost do jej ucha i jeszcze mocniej zacisnął dłoń na jej smukłej szyi.
- Nie, to ty posłuchaj. Od początku jesteś w stosunku do mnie nieuprzejmy i wręcz chamski, docinasz mi na każdym kroku, choć się nie znamy, a potem wymagasz, bym cię szanowała. Twoje słowa na pewno nie sprawiają mi przyjemności, a ty usilnie chcesz mnie upokorzyć, chociaż nawet nie wiem za co - nie chciała, by jej głos choć minimalnie zadrżał, jednak nie udało się jej to. Jednak natychmiast odzyskała spokój. - Więc chyba jesteś nienormalny, jeżeli sądzisz, że to zrobię. A teraz zabieraj łapy! - krzyknęła i zaczęła się rzucać w jego uścisku. O dziwo mężczyzna nie próbował jej powstrzymać, wręcz przeciwnie sam go poluzował. Dzięki temu mogła się obrócić i spojrzeć mu prosto w oczy. Rozbawione oczy. Podobnie, jak cała jego twarz. Zaraz, czy on...?
- Z czego się śmiejesz? - zapytała niepewnie. Nie był to jednak radosny, miły śmiech, tylko jeden z tych ironicznych, wyrażających pogardę dla wyśmiewanej osoby.
- Przyszedłem do twojego domu, w którym jesteś sama. Gdybym chciał, to mógłbym zrobić ci wszytsko: okraść, zgwałcić, zabić - mówiąc to wyciągnął z kieszeni płaszcza ogromny nóż - A ty martwisz się tym, że jestem nieuprzejmy?! - powiedział. W głębi duszy musiała przyznać mu rację. Powinna martwić się o swoje życie, próbować wezwać policję, tylko dlaczego nawet teraz, gdy pokazał jej ten nóż nie bała się go?
- Nie wierzę ci - powiedziała odważnie.
- W co mi nie wierzysz? - uniósł brwi w geście zdziwienia.
- W to co mówisz. NIe mógłbyś mi zrobić krzywdy - spojrzała mu prosto w oczy. On natychmiast do niej doskoczył.
- Skąd ta pewność? - na delikatnej skórze poczuła chłod metalowego ostrza - Wiesz, że mogę cię zabić w każdej chwili? - na dowód przycisnął przedmiot jeszcze mocniej do jej szyi.
- Nie, już nie - zobaczyła w jego oczach niezrozumienie - Gdybyś naprawdę chciał mnie skrzywdzić, to zrobiłbyś to wcześniej. Może nawet wtedy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy? Ale teraz nie potrafisz się do tego zmusić, prawda? - bezbłędnie odgadła jego myśli. Diamand jednak robił się coraz bardziej wściekły. Jakim prawem ta kobieta ta bezczelnie próbowała nim manipulować. Musiał przyznać, że była piekielnie inteligenta, bo faktycznie nie miał zamiaru jej nic robić. Może dlatego, że mu się spodobała? Chociaż nie powinien był nigdy dopuścić do takiej sytuacji, to ta dziewczyna zaczynała go pociągać. Nie chodziło nawet o jej urodę, bo naprawdę była piękna: oliwkowa delikatna cera, duże niebieskie oczy, i długie blond włosy spływające kaskadą na plecy mogłyby przekonać do niej każdego, ale Diamand nigdy nie zaliczał się do mężczyzn powierzchownych. Owszem ważne było ładne opakowanie, ale też niewybrakowana zawartość. A ona je posiadała, a to znacznie utrudniało mu kontrolę nad sobą.
Nurtowało go jedynie pytanie dlaczego, do cholery, ona się go nie bała? Przecież każda inna drżałaby ze strachu, a ona jeszcze z nim rozmawiała. I to jak!
Usagi wciąż wpatrywała się w jego oczy, z nadzieją, że będzie w stanie coś z nich wyczytać, jednak białowłosy zdawał się być tak bardzo pogrążony w zamyśleniu, że zdawał się nie zauważać jej nachalnego wzroku. Wykorzystała więc ten czas, by dokładnie się mu przyjrzeć. Surowa twarz z mocno zaznaczoną szczęką, pełne, wydatne usta i piękne oczy w najcudowniejszym odcieniu fioletu jaki kiedykolwiek widziała. Do tego przydługie jasne włosy, następnie szerokie, umięśnione ramiona i twarda klatka piersiowa, którą teraz zdecydowanie na nią naciskał. Miała wrażenie, jakby jego spojrzenie ją hipnotyzowało i to tak silnie, że zamiast strachu zaczęła odczuwać podniecenie. Ten nieznajomy mężczyzna naprawdę ją zafascynował. Nie wiedziała nawet kiedy zaczęła błądzić rękami po jego twarz, dokładnie badając jej kontury.
Zamyślił się tak bardzo, że dopiero dotyk chłodnych dłoni na jego twarzy otrzeźwił go. Chciał je odepchnąć, lecz zwinne palce dotarły już do jego ust i rozpoczęł po nich wędrówkę. Zawiesił ręce w połowie drogi. Choć dotykała go w bardzo delikatny i subtelny sposób, to czuł, jakby jej dłonie smagały ogniem. Musiał to przerwać, bo jeśli ona posunie się jeszcze dalej, to on może się już nie powstrzymać. Już miał odrzucić jej ręce i doprowadzić ją do porządku, kiedy usłyszał jej cichą prośbę:
- Pocałuj mnie - chyba nie dokońca miała świadomość tego, że powiedział to na głos. Jednak nie mogła się powstrzymać, a tym bardziej swoich myśli przed wyobrażeniem sobie, jak mogą smakować jego usta. Widziała jak nerwowo zaciska mocno szczękę i walczy ze sobą.
- Posłuchaj nie jestem jak twoi koledy - syknął przypierając ją mocniej do ściany - Nic o mnie nie wiesz. Przy mnie oni okazaliby się zaledwie dzieciakami. Nie jestem ani trochę taki, za jakiego mnie uważasz. Więc jeśli tylko powiem, że cię pragnę, to dobrze ci radzę uciekaj!
- Które z nas tak naprawdę się boi i ucieka, co Di? Czy aby na pewno ja? - zadrżał pod wpływem słów, które wypowiedziała. Nie tylko dlatego, że pierwszy raz słyszał, by ktoś tak zdrabniał jego imię, ale też nie spodziewał się usłyszeć od niej czegoś takiego. Co miał zrobić, mając pod sobą
- A niech Cię diabli! - warknął i gwałtownie wpił się w jej wargi.
Usagi całkowicie zatraciła się w tym pocałunku. Dokładnie tego chciała, tej mieszanki brutalności i pożądania. Nie zależało jej na delikatności, leniwych pocałunkach, ale na mocnych i zdecydowanych pieszczotach. W tej chwili zapomniała o wszystkim, pragnęła jedyne, aby jego silne ramiona ją obejmowały, a jego usta napierały na jej spragnione wargi. Właśnie takiego zatracenia chciała.
Gdy już niemal odpływała on równie gwałtownie, jak zaczął przerwał pocałunek. Półprzytomnym wzrokiem spojrzała na jego twarz i dostrzegła na niej ogromne zdziwienie. Nic nie rozumiała z jego dziwnego zachowania, a dodatkowo w pokoju panował tak duży mrok, że ledwo widziała wyraz jego twarzy.
Wykręciła się odrobinę w prawo, by zapalić światło.
- Co się... - urwała, bo odpowiedziać mogła jej jedynie cisza. W pokoju bowiem nikogo już nie było...
***
Natychmiast zjawił się w salonie swojego domu. Tak, jak się spodziewał na fotelach siedzieli Safir i Rubeus. Widocznie musiał ich zdziwić jego nieobecny wzrok, bo zaczeli mu zadawać pytania, czy wszystkow porządku. On jednak nie potrafił zebrać swoich myśli. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył, gdy ją pocałował. A więc sen naprawdę był przepowiednią? Ale to oznaczałoby, że on...że musi... Jego twarz pobladła.
- Diamandzie, ocknij się! - zaniepokojony Safir próbował wyciągnąć brata z letargu. - Co się z tobą dzieje?
- Ja...miałem wizję, widziałem...kryształ - jego głosy wydawał się tak obcy.
- Jak to? - czerwonowłosy natychmiast się przy nim znalazł - Gdzie on jest?
- To ona...
- Posłuchaj naprawdę nie mamy zamiaru słuchać teraz o tamtej dziewczynie - przerwał mu. - Przecież w tej sytuacji to nieistotne.
- Mylisz się, to bardzo istotne - w końcu skierował swoje puste oczy na ich twarze.
- Ale dlaczego? Czemu tak ci zależy, żeby o tym mówić?
- Bo to ona - te słowa ledwo przeszły mu przez gardło. - To ona jest kluczem do naszej wolności. Ona...ma kryształ - zdołał wyszeptać.
- To znaczy, że musisz...? - Rubeus nie dokończył, ale białowłosy doskonale wiedział o co mu chodzi.
- Tak, ale nie potrafię. Nie mogę tego zrobić, bo...chyba się w niej zakochałem...
P.S. Spodziewałyście się tego po Di? Ja zupełnie nie, ;)