Aleje cmentarza przemierzała blondwłosa kobieta.
Niosła za sobą białe lilie- ulubione kwiaty jej matki.
To był niewątpliwie przytłaczający dzień, a
mianowicie 4 rocznica śmierci jej rodziców i brata.
Pamiętała te wydarzenia, jakby to było wczoraj,
a zresztą jak mogłaby zapomnieć o takiej tragedii?
Cztery lata temu, Tokio, dom państwa Tsukino
- Mamo, wychodzę- oznajmiła młoda dziewczyna.
- Zaraz, zaraz, gdzie wychodzisz?- Zapytała jej matka.
- Zapomniałaś, że umówiłam się z Mamoru- oburzyła się.
- Dobrze, tylko nie wracaj późno- powiedziała błagalnym tonem
Ikuko.
- Jasne! Nie jestem już dzieckiem!- zezłościła się i wyszła.
Cały tan dzień spędziła ze swoim chłopakiem.
Niczego nie świadoma śmiała się i bawiła. Nie wiedziała jeszcze, że wydarzenia
tamtej nocy zmienią jej życie na zawsze.
Wieczorem, kiedy szła wraz z Mamoru zobaczyła
w oddali kłęby dymu.
- Zobacz, pali się, i to niedaleko mojego domu! Muszę zobaczyć,
czy nikomu nic się nie stało. Pośpieszmy się!
Gdy byłą już na tyle na tyle blisko, by
dostrzec strażaków, zorientowała się, że budynkiem zajętym przez ogień jest jej
rodziny dom! Nie zważając na nic, chciała wejść do płonącego obiektu, jednak
jeden ze strażaków zatrzymał ją.
- Tu nie wolno wchodzić. Nie widzisz, ze się pali?!
-, Ale ja muszę... tam są moi rodzice i brat- powiedziała ogarnięta
paniką.
- Jesteś pewna?
- Tak, byli, kiedy rano wychodziłam!
- Konosuke w środku są ludzie!
- Wybacz, ale teraz nie wejdziemy, ogień jest za duży i...
- Musicie cos zrobić! Ratujcie ich!- przerwała im.
- Przykro mi, nie mamy już, po co wchodzić, takiego pożaru nikt
nie byłby w stanie przeżyć...
- Nie... nie...nie! To niemożliwe! Moi rodzice, mój brat- upadła i
zaczęła szlochać. Po chwili otuliły ja silne ramiona Mamoru.
Teraźniejszość, Tokio
Tamten dzień zapadnie jej w pamięci do końca
życia. Nigdy nie wybaczyła sobie, ze pokłóciła się z mamą tuz przed jej śmiercią.
Przez tragiczną śmierć rodziny nie zdążyła się z nimi pożegnać.
Policja długo nie mogła dowieść, kto jest
podpalaczem. Zdruzgotana Usagi musiała jeździć na przesłuchania, potem na
rozprawy. Wracała z nich wycieńczona. Rany, które nie zdążyły się zabliźnić.
Raz nawet próbowała popełnić samobójstwo i gdyby nie jej ówczesny chłopak,
udałoby się jej to.
Mamoru był przy niej od początku. Wspierał ją,
zaproponował pieniądze i mieszkanie. Ona się zgodziła, bo jakie inne miała
wyjście? Ledwo skończyła 18 lat i straciła rodziców. Nie miała nic: domu,
pieniędzy, ubrań, dlatego przyjęła jego propozycje i zamieszkała z nim.
Nie odstępował jej na krok. Na początku wziął
nawet wolne w pracy, żeby móc się nią cały czas zajmować, bo choć była już
dorosła, to jednak nie do końca samodzielna. Z czasem nauczyła się wszystkiego,
a potem w ramach wdzięczności została jego zoną. Było to raczej małżeństwo z
rozsądku, niż z miłości, ale z czasem przyzwyczaiła się do jego obecności. I
trwa to już 3 lata.
W końcu odnalazła właściwy nagrobek.
Przejechała po nim dłonią i położyła kwiaty. Tylko tu nie zmiennie od kilku lat
mogła z nimi porozmawiać i wyciszyć się. Dla większości osób cmentarz to przerażające
miejsce, dla niej samotnia do rozmyślań.
Nagle usłyszała dziwny odgłos z zarośli.
Postanowiła to sprawdzić. Delikatnie rozsunęła krzewy i ujrzała za nimi mała,
białą, puszystą kuleczkę. Ostrożnie dotknęła stworzenia, które niemrawo
podniosło głowę. Podniosła je i z zadowoleniem stwierdziła, ze to kot, a raczej
kotka. - Jesteś śliczna, dlaczego więc ktoś cię zostawił?
Nie bój się zabiorę cię ze sobą- powiedziała przytulając kociaka- A nazwę cię
hmyyy...może Kiri? Tak, to imię zdecydowanie do ciebie pasuje.
Gdy próbowała wyjść zza gałęzi zobaczyła
ukryty za nimi grób. Z zaciekawieniem podeszła bliżej i odczytała:
Koki Okabe
Żył 6 Lat
- Zaraz, Koki Okabe...gdzieś już to słyszałam. Przecież on był
podopiecznym naszej fundacji. Czyżby nie udało mu się pomóc? Podobno
znalazł się nawet dla niego dawca, więc wszystko powinno być w porządku. Co
poszło nie tak? Trzeba to sprawdzić- mówiła sama do siebie.
Pospiesznie obrała kierunek fundacji
***
- Trzeba kogoś wysłać. Nie mamy pewność, że mówi prawdę.
- Sugerujesz, iż ma z nim kontakt? Czyżby jej zaufał? W końcu w
każdej chwili mogłaby go wsypać. Chyba, że…
- Że co?!
- Może faktycznie nic nie wie albo tylko to, co on uznał za słuszne?
- Sprawdzimy to. Podeślijcie kogoś, kto się tym zajmie. Cało
dobowo. Chcę wiedzieć o każdym jej ruchu, jasne?
- Jasne. Jutro podeślemy tam naszego człowieka.
***
Kiedy już dojechała na
obrzeza miasta, gdzie usytułowana była fundacja, stwierdziła, że wiele się tu
zmieniło. Swoją droga nie była tu od czasu, gdy Mamoru jej ja pokazał. Nigdy
jej tu nie zabierał, bo twierdził, ze nie powinna zajmować się takim sprawami,
ani patrzeć na tak pokrzywdzone przez los dzieci. Wystarczy, że pracuje w
szpitala, a ona nie chciała mu się sprzeciwiać.
Teraz jednak zależało
jej na wyjaśnieniu sprawy tego chłopca. Czy fundacja nie byłą wstanie mu pomóc?
To byłoby dziwne, przecież jest tu najnowocześniejszy sprzęt, świetny personel,
wykfalifikowani lekarze, więc może w tym przypadku, nie było ratunku?
Inną sprawa jest fakt,
że krąży tu już od 10 minut i nie może jej znaleźć.
Chodź nie była tu
dawno, to pamiętała gdzie się znajduje. Powinna być dokładnie…tu, ale na jej
miejscu odbywała się budowa.
- Przepraszam, co się stało ze starym budynkiem?
- Jak to, co? Wyburzyliśmy- odpowiedział robotnik.
- No tak, ale dlaczego?
- Mówię pani ta cała „ fundacja” to jeden wielki przekręt? Nie
dawno właściciel ją sprzedał, nie wiem w ogóle, po co skoro nie chciał wyleczyć
żadnego dziecka.
- Jak to? Przecież listy osób oczekujących na operacje były takie
długie.
- Nie wie, o co chodziła, wiem tylko, że nikogo tu na pewno nie
wyleczyli.
Oszołomiona Usagi
podziękowała za rozmowę i oddaliła się. Szybko wróciła do samochodu, gdzie czekała
na nią głodna kotka, którą postanowiła zatrzymać.
Cała historia o Mamoru
wydawała się, co raz bardziej nieprawdopodobna i zawiła. Wymagała
wytłumaczenia.
***
Obudził ja dźwięk dzwonka
do drzwi. Musiała przysnąć po powrocie.
Niechętnie zwlekła się kanapy
i poszła otworzyć.
- Cześć Usa, nie uwierzysz, czego się dowiedziałam.
- Hej, co takiego wiesz?
- słuchaj uważnie. Dowiedziałam się od kumpla, że podobno policja
interesuje się wasza kliniką, a Mamoru brał łapówki. Musisz cos z ty zrobić. Przez ta aferę może ucierpieć reputacja kliniki.
Podobno ludzie odchodzą, nie chcą się tam liczyć.
- Nic nie wiedziałam. Boże wszystko się wali. Przez działania Mamoru
nie może ucierpieć szpital. Com mam robić?
- Radzę ci skontaktowanie się z Rei. Przecież skończyła marketing,
więc może odwróci uwagę od tego zamieszania.
- Tak zrobię. Dziękuje Mina. Co ja bym bez ciebie zrobiła?
- Zginęłabyś a co? Trzymaj się. Pa
- Na razie mina.
Jak się wali to wszystko.
Czy ja nie miałam czegoś zrobić? List! Muszę po niego iść, ale gdzie? W
pierwszą rocznicę Mamoru zabrał mnie do Jokohamy. To jest to, muszę tam jechać.
- Kiri przykro mi, ale zostajesz sama- powiedziała do łaszącej się
u jej stup kotki.
Natychmiast porwała z
szafy ubrania i wsiadła w samochód. Czekała ją długa droga, jednak nie spocznie
póki nie rozwiąże tej zagadki.
***
Nie wiedziała gdzie
dokładnie znajdzie kopertę, więc ruszyła na spacer wzdłuż rzeki znajdującej się
za domem. Gdy zobaczyła pierwszy z trzech kosz rozejrzała się i podniosła go.
Drugi również nic. Dopiero pod trzecim znalazła kopertę. Wydała okrzyk radości,
a następnie wzięła ją i rozerwała.
Droga Usako!
Na pewno już wiesz o
łapówkach. Cóż... wieści szybko się rozchodzą, nie myślałem jednak, że stanie
się to tak szybko. Pewnie gdybym był teraz przy Tobie zażądałabyś wyjaśnień.
Dobrze, przyznaję się. Zrobiłem to. Jednak musisz mi uwierzyć, że nie
poczyniłem tego w złej wierze. Na razie nie mogę powiedzieć ci więcej, ale
przyjdzie czas, gdy poznasz prawdę. Nie wiedziałem jak duże mogą być problemy.
Wybacz mi. Nigdy nie chciałem żebyś cierpiała.Teraz wszystko w Twoich rękach. Musisz poprawić reputację kliniki. Nie możesz dopuścić do jej zamknięcia, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie mam mnie, więc może ta sprawa przestanie ciążyć nad szpitalem. Ratuj ją i zostaw, jako swoje koło ratunkowe, bo możesz go kiedyś potrzebować.
Uważaj na siebie.
Mamoru
P.S. Następny list znajdziesz za tydzień w
domu. Ten zniszcz.
Marika&Gigi
no no opowiadanie co raz bardziej się rozkręca widać że Mamoru nie jest tak całkiem idealny jak by się mogło wydawać a Usa co raz więcej się dowiaduje o jego przekrętach i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) fanka 12
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Akcja się rozkręca i to mi się podoba!! No i Mamoru wpadł po uszy ciekawa jestem jak to się dalej potoczy i co Chiba napisze w kolejnym liście. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńWakacyjnie was pozdrawiam!
Uwielbiam takie opowiadania jak wasze :) Z niecierpliwością czekam co bedzie dalej
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Mina
A Ja nie lubię Diamanda i mam nadzieje
OdpowiedzUsuńże on się nie pojawi w tym opowiadaniu.
Cieszę się że pojawi się Rey, i ciekawa
jestem co się dzieje z pozostałymi
dziewczętami Ami i Mako.
Przykro mi że rodzice i brat Usy zginęli
w pożarze bo przez to wydarzenie Usako
wpadła w szpony Mamrota, któremu pierwszy
raz podziękuję za uratowanie jej życia.
Ciekawa jestem czy pojawi się kiedyś tu Seya.