czwartek, 25 lipca 2013

Niebezpieczny list- Rozdział 3

  Cześć. Oto następny rozdział pisany na szybko więc przepraszamy, za błędy i niedociągnięcia. Dziękujemy wszystkim komentującym osobom i zachęcamy do wyrażenia swojego zdania pod kolejnym rozdziałem. Nie przedłużamy i życzymy miłej lektury.
  

     Aleje cmentarza przemierzała blondwłosa kobieta. Niosła za sobą białe lilie- ulubione kwiaty jej matki.
     To był niewątpliwie przytłaczający dzień, a mianowicie 4 rocznica śmierci jej rodziców i brata.
     Pamiętała te wydarzenia, jakby to było wczoraj, a zresztą jak mogłaby zapomnieć o takiej tragedii?

     Cztery lata temu, Tokio, dom państwa Tsukino

- Mamo, wychodzę- oznajmiła młoda dziewczyna.
- Zaraz, zaraz, gdzie wychodzisz?- Zapytała jej matka.
- Zapomniałaś, że umówiłam się z Mamoru- oburzyła się. 
- Dobrze, tylko nie wracaj późno- powiedziała błagalnym tonem Ikuko.
- Jasne! Nie jestem już dzieckiem!- zezłościła się i wyszła. 
     Cały tan dzień spędziła ze swoim chłopakiem. Niczego nie świadoma śmiała się i bawiła. Nie wiedziała jeszcze, że wydarzenia tamtej nocy zmienią jej życie na zawsze.
     Wieczorem, kiedy szła wraz z Mamoru zobaczyła w oddali kłęby dymu.
- Zobacz, pali się, i to niedaleko mojego domu! Muszę zobaczyć, czy nikomu nic się nie stało. Pośpieszmy się!
     Gdy byłą już na tyle na tyle blisko, by dostrzec strażaków, zorientowała się, że budynkiem zajętym przez ogień jest jej rodziny dom! Nie zważając na nic, chciała wejść do płonącego obiektu, jednak jeden ze strażaków zatrzymał ją.
- Tu nie wolno wchodzić. Nie widzisz, ze się pali?! 
-, Ale ja muszę... tam są moi rodzice i brat- powiedziała ogarnięta paniką.
- Jesteś pewna? 
- Tak, byli, kiedy rano wychodziłam! 
- Konosuke w środku są ludzie!
- Wybacz, ale teraz nie wejdziemy, ogień jest za duży i... 
- Musicie cos zrobić! Ratujcie ich!- przerwała im.
- Przykro mi, nie mamy już, po co wchodzić, takiego pożaru nikt nie byłby w stanie przeżyć...
- Nie... nie...nie! To niemożliwe! Moi rodzice, mój brat- upadła i zaczęła szlochać. Po chwili otuliły ja silne ramiona Mamoru.

Teraźniejszość, Tokio

     Tamten dzień zapadnie jej w pamięci do końca życia. Nigdy nie wybaczyła sobie, ze pokłóciła się z mamą tuz przed jej śmiercią. Przez tragiczną śmierć rodziny nie zdążyła się z nimi pożegnać.
     Policja długo nie mogła dowieść, kto jest podpalaczem. Zdruzgotana Usagi musiała jeździć na przesłuchania, potem na rozprawy. Wracała z nich wycieńczona. Rany, które nie zdążyły się zabliźnić. Raz nawet próbowała popełnić samobójstwo i gdyby nie jej ówczesny chłopak, udałoby się jej to.
     Mamoru był przy niej od początku. Wspierał ją, zaproponował pieniądze i mieszkanie. Ona się zgodziła, bo jakie inne miała wyjście? Ledwo skończyła 18 lat i straciła rodziców. Nie miała nic: domu, pieniędzy, ubrań, dlatego przyjęła jego propozycje i zamieszkała z nim.
     Nie odstępował jej na krok. Na początku wziął nawet wolne w pracy, żeby móc się nią cały czas zajmować, bo choć była już dorosła, to jednak nie do końca samodzielna. Z czasem nauczyła się wszystkiego, a potem w ramach wdzięczności została jego zoną. Było to raczej małżeństwo z rozsądku, niż z miłości, ale z czasem przyzwyczaiła się do jego obecności. I trwa to już 3 lata.
     W końcu odnalazła właściwy nagrobek. Przejechała po nim dłonią i położyła kwiaty. Tylko tu nie zmiennie od kilku lat mogła z nimi porozmawiać i wyciszyć się. Dla większości osób cmentarz to przerażające miejsce, dla niej samotnia do rozmyślań.
     Nagle usłyszała dziwny odgłos z zarośli. Postanowiła to sprawdzić. Delikatnie rozsunęła krzewy i ujrzała za nimi mała, białą, puszystą kuleczkę. Ostrożnie dotknęła stworzenia, które niemrawo podniosło głowę. Podniosła je i z zadowoleniem stwierdziła, ze to kot, a raczej kotka.      - Jesteś śliczna, dlaczego więc ktoś cię zostawił? Nie bój się zabiorę cię ze sobą- powiedziała przytulając kociaka- A nazwę cię hmyyy...może Kiri? Tak, to imię zdecydowanie do ciebie pasuje. 
     Gdy próbowała wyjść zza gałęzi zobaczyła ukryty za nimi grób. Z zaciekawieniem podeszła bliżej i odczytała: 
Koki Okabe
Żył 6 Lat
- Zaraz, Koki Okabe...gdzieś już to słyszałam. Przecież on był podopiecznym naszej fundacji. Czyżby nie udało mu się  pomóc? Podobno znalazł się nawet dla niego dawca, więc wszystko powinno być w porządku. Co poszło nie tak? Trzeba to sprawdzić- mówiła sama do siebie.
     Pospiesznie obrała kierunek fundacji

***

- Trzeba kogoś wysłać. Nie mamy pewność, że mówi prawdę.
- Sugerujesz, iż ma z nim kontakt? Czyżby jej zaufał? W końcu w każdej chwili mogłaby go wsypać. Chyba, że…
- Że co?!
- Może faktycznie nic nie wie albo tylko to, co on uznał za słuszne?
- Sprawdzimy to. Podeślijcie kogoś, kto się tym zajmie. Cało dobowo. Chcę wiedzieć o każdym jej ruchu, jasne?
- Jasne. Jutro podeślemy tam naszego człowieka.

***

     Kiedy już dojechała na obrzeza miasta, gdzie usytułowana była fundacja, stwierdziła, że wiele się tu zmieniło. Swoją droga nie była tu od czasu, gdy Mamoru jej ja pokazał. Nigdy jej tu nie zabierał, bo twierdził, ze nie powinna zajmować się takim sprawami, ani patrzeć na tak pokrzywdzone przez los dzieci. Wystarczy, że pracuje w szpitala, a ona nie chciała mu się sprzeciwiać.
     Teraz jednak zależało jej na wyjaśnieniu sprawy tego chłopca. Czy fundacja nie byłą wstanie mu pomóc? To byłoby dziwne, przecież jest tu najnowocześniejszy sprzęt, świetny personel, wykfalifikowani lekarze, więc może w tym przypadku, nie było ratunku?
     Inną sprawa jest fakt, że krąży tu już od 10 minut i nie może jej znaleźć.
     Chodź nie była tu dawno, to pamiętała gdzie się znajduje. Powinna być dokładnie…tu, ale na jej miejscu odbywała się budowa.
- Przepraszam, co się stało ze starym budynkiem?
- Jak to, co? Wyburzyliśmy- odpowiedział robotnik.
- No tak, ale dlaczego?
- Mówię pani ta cała „ fundacja” to jeden wielki przekręt? Nie dawno właściciel ją sprzedał, nie wiem w ogóle, po co skoro nie chciał wyleczyć żadnego dziecka.
- Jak to? Przecież listy osób oczekujących na operacje były takie długie.
- Nie wie, o co chodziła, wiem tylko, że nikogo tu na pewno nie wyleczyli.
     Oszołomiona Usagi podziękowała za rozmowę i oddaliła się. Szybko wróciła do samochodu, gdzie czekała na nią głodna kotka, którą postanowiła zatrzymać.
     Cała historia o Mamoru wydawała się, co raz bardziej nieprawdopodobna i zawiła. Wymagała wytłumaczenia.

***

     Obudził ja dźwięk dzwonka do drzwi. Musiała przysnąć po powrocie.
     Niechętnie zwlekła się kanapy i poszła otworzyć.
- Cześć Usa, nie uwierzysz, czego się dowiedziałam.
- Hej, co takiego wiesz?
- słuchaj uważnie. Dowiedziałam się od kumpla, że podobno policja interesuje się wasza kliniką, a Mamoru brał łapówki. Musisz cos z ty zrobić.  Przez ta aferę może ucierpieć reputacja kliniki. Podobno ludzie odchodzą, nie chcą się tam liczyć.
- Nic nie wiedziałam. Boże wszystko się wali. Przez działania Mamoru nie może ucierpieć szpital. Com mam robić?
- Radzę ci skontaktowanie się z Rei. Przecież skończyła marketing, więc może odwróci uwagę od tego zamieszania.
- Tak zrobię. Dziękuje Mina. Co ja bym bez ciebie zrobiła?
- Zginęłabyś a co? Trzymaj się. Pa
 - Na razie mina.
     Jak się wali to wszystko. Czy ja nie miałam czegoś zrobić? List! Muszę po niego iść, ale gdzie? W pierwszą rocznicę Mamoru zabrał mnie do Jokohamy. To jest to, muszę tam jechać.
- Kiri przykro mi, ale zostajesz sama- powiedziała do łaszącej się u jej stup kotki.
     Natychmiast porwała z szafy ubrania i wsiadła w samochód. Czekała ją długa droga, jednak nie spocznie póki nie rozwiąże tej zagadki.

***

     Nie wiedziała gdzie dokładnie znajdzie kopertę, więc ruszyła na spacer wzdłuż rzeki znajdującej się za domem. Gdy zobaczyła pierwszy z trzech kosz rozejrzała się i podniosła go. Drugi również nic. Dopiero pod trzecim znalazła kopertę. Wydała okrzyk radości, a następnie  wzięła ją i rozerwała.

Droga Usako!
     Na pewno już wiesz o łapówkach. Cóż... wieści szybko się rozchodzą, nie myślałem jednak, że stanie się to tak szybko. Pewnie gdybym był teraz przy Tobie zażądałabyś wyjaśnień. Dobrze, przyznaję się. Zrobiłem to. Jednak musisz mi uwierzyć, że nie poczyniłem tego w złej wierze. Na razie nie mogę powiedzieć ci więcej, ale przyjdzie czas, gdy poznasz prawdę. Nie wiedziałem jak duże mogą być problemy. Wybacz mi. Nigdy nie chciałem żebyś cierpiała.
     Teraz wszystko w Twoich rękach. Musisz poprawić reputację kliniki. Nie możesz dopuścić do jej zamknięcia, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie mam mnie, więc może ta sprawa przestanie ciążyć nad szpitalem. Ratuj ją i zostaw, jako swoje koło ratunkowe, bo możesz go kiedyś potrzebować.
Uważaj na siebie.
                                                                                                                Mamoru



P.S. Następny list znajdziesz za tydzień w domu. Ten zniszcz.




Marika&Gigi

4 komentarze:

  1. no no opowiadanie co raz bardziej się rozkręca widać że Mamoru nie jest tak całkiem idealny jak by się mogło wydawać a Usa co raz więcej się dowiaduje o jego przekrętach i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) fanka 12

    OdpowiedzUsuń
  2. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Akcja się rozkręca i to mi się podoba!! No i Mamoru wpadł po uszy ciekawa jestem jak to się dalej potoczy i co Chiba napisze w kolejnym liście. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.
    Wakacyjnie was pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam takie opowiadania jak wasze :) Z niecierpliwością czekam co bedzie dalej
    Pozdrawiam :)
    Mina

    OdpowiedzUsuń
  4. A Ja nie lubię Diamanda i mam nadzieje
    że on się nie pojawi w tym opowiadaniu.
    Cieszę się że pojawi się Rey, i ciekawa
    jestem co się dzieje z pozostałymi
    dziewczętami Ami i Mako.
    Przykro mi że rodzice i brat Usy zginęli
    w pożarze bo przez to wydarzenie Usako
    wpadła w szpony Mamrota, któremu pierwszy
    raz podziękuję za uratowanie jej życia.
    Ciekawa jestem czy pojawi się kiedyś tu Seya.

    OdpowiedzUsuń